Obietnica lilaka idealnego, zwanego potocznie bzem, zachęciła mnie do poznania zapachów jednaj z najmniej znanych niszowych marek dostępnych w Polsce- Ineke (w perfumerii Laura w Pszczynie). Twórczyni marki jest jednocześnie matką wszystkich zapachów powstałych w olfaktorycznym warsztacie w słonecznej Kalifornii. Swoją drogą mnóstwo w tamtych rejonach jest małych manufaktur perfumeryjnych jak chociażby Dawn Spencer Hurwitz czy Laboratorium Czarnego Feniksa. I najważniejsze- pani Ineke Ruhland jest perfumiarką za pieniądze, podobnie jak Stephanie de Saint Aignan oraz parę innych ludzi. Skończyła szkołę w Wersalu, w której do tytułu wystarczy jedynie kasa. To stawie kompozycje od razu w zakłóconym świetle. No ale spójrzmy na After My Own Heart. Może się trafił lilakowy Graal…
Naturalnie rzecz biorąc kompozycje z bzem w roli głównej w mojej głowie ograniczają się tylko do En Passant i wiem, że raczej żaden inny zapach nie zdetronizuje dzieła Giacobetti. Propozycja Ineke jest dość prosta a momentami nawet prostacka. Widać olbrzymie braki w twórczym doświadczeniu, które są szczególnie wyeksponowane w partiach początkowych. Lilak jest obecny, obecna jest też słodka zieleń. Nie mogę jednak znieść wielkiej ilości pudrowej, ulepnej mazi, która spływa niemal strumieniami przypominając niedobry syrop z dzieciństwa. After My Own Heart ma zbyt scukrzony początek. Może to wina heliotropu? Taki chwyt pozwala nadać akordom zgodności faz, ale doświadczony perfumiarz nie musi się do takich sztuczek uciekać.
A później nie jest wcale lepiej. Kompozycja robi się płaska, mokra, chemiczna. Wszystko pada na pysk i nawet powieką nie jest w stanie drgnąć. No to tyle o obietnicy lilaka idealnego. Ja bym się nie odważył takiej beznadziei markować swoim nazwiskiem. O nazwie nie wspomnę, bo też wieje tandetą. Za to butelki całkiem fajne są.
Nuty: bergamota, porzeczka, lilak, drzewo sandałowe, heliotrop, piżmo
Ocena ogólna: (o nawet nie jest cieniem cienia En Passant) 0,5/10
Rok powstania: b.d.
Twórca: Ineke Ruhland