Ambra leje się słońcem z nieba. Leje się strumieniami płynnego złota, miodu i mleka. Próżno szukać tu snu kaszalota o jedzeniu. Alambar jest dopieszczony w każdym calu. Pieszczony czekoladą. Razem z Ambre Intense Evody tworzą oddzielny ambrowy segment, choć zaznaczam, że być może więcej ambr spełnia to kryterium. Nie wiem, bo do niedawna to był składnik stracony w moim olfaktorycznym spektrum. Pokazał się na nowo.
Przyprószone cynamonem szczyty, miękkie waniliowe doliny. Wszystko połączone strumieniami migoczącej ambry. Alambar jest synkretyczny. Łączy twardość diamentu z miękkością grafitu. Iskrzy. Świeci. Migocze.
Są momenty, kiedy niczym legendarny feniks wstaje z umęczonej skóry i wydobywa dźwięki światła, rzuca w oczy czekoladowym pyłem. Jest fajny, nie ma co. Można mu przypisać i jakąś wzniosłą opowieść i zwykłe słowa. Czekoladowa, złocista ambra, tylko tyle i aż tyle.
Trudno nawet jakieś większe wady znaleźć, ale może to wina mojej małej świadomości ambr. Uważam, że jest wyśmienity. Ambra pachnie tak jak powinna pachnieć, czyli bardzo podobnie do naturalnej ambry (którą miałem okazję powąchać tworząc Entropię). Może trochę podobne w swoim założeniu jest to wszystko do Real Patchouly czy nawet słynnego Coromandela w wykonaniu Chanel. Alambar nie wywołuje szoku swoją siłą czy wybitną nietypowością. Przy pierwszym niuchu może przejść nawet niezauważenie, ale nosząc globalnie chyba nie będzie osoby, która nie doceni jego kunsztu.
Nuty: ambra, cynamon, kakao, bergamota, wanilia
Rok powstania: 2009
Twórca: Enrico Buccella