Wielka Venezia. Upajająca, słodka, narkotyczna. Wycofana. Nie dziwię się temu, bo nie należała do zapachów łatwych. Nawet porównując z Feminite du Bois czy Organzą Indecence wypadała dużo trudniej. Szyprowy, metaliczny początek jest triumfem dawnej sztuki perfumeryjnej, która zakładała takie mieszanie składników, aby żaden się nie wybijał. Ta staroświecka kurtyna opada jednak szybko. Horyzonty kompozycji zaczynają obejmować nowe obszary. Wanilia i śliwa podnoszą się z tumanów staroświeckiego początku. Venezia zaczyna żyć.
I nie powiem, mnie się podoba. Nie jest to na pewno zapach wywołujący tak silne emocje jak Organza Indecence czy Feminite du Bois, nie jest nawet zapachem tak drzewnym i tak słodkim, ale płoży się po skórze jak dobrze odżywiony futrzak. Rudy kotek, któremu zdarzy się nieopatrznie wystawić pazur i lekko zranić. Tak, to trzeba powiedzieć bez ogródek. Venezia jest podlana krwią, która sączyła się przez kwiaty goździków. Powoli. Powoli znikała w płatkach róż i kolcach. Powoli, ale nie leniwie. Stanowczo.
W atmosferze upajającej wanilii Venezia razi elegancją, razi ostrością, razi udawaną słodkością. Balansuje między geniuszem szalonego nosa a pięciozłotowym flakonem falsyfikatu. W tym swoim drżeniu jest zapachem po prostu pięknym, opisanym niemal idealnymi proporcjami.
Nic jednak nie zmieni faktu, że jest to zapach z poprzedniej epoki. Potrafi zadusić pudrem, walnąć torebką, ogłuszyć… choć nie zawsze to robi… nie zawsze.
Nuty: wanilia, drzewo sandałowe, bób tonka, benzoin, cynamon, róża, goździk, śliwka, brzoskwinia, bergamota, irys, osmanthus, bergamota, geranium, ambra, jaśmin, ylang-ylang, drzewo cedrowe, cywet
Rok powstania: 1992
Twórca: b.d.