Zapach podobnie jak cała marka Isabey ma bogatą historię, która niestety odciska straszne piętno na kompozycjach tego domu. Bez żadnych czytań i dociekań każdy zgadnie, że Fleur Nocturne to perfumy zawieszone w minionych wiekach, mocno kwiatowe i wybitnie salonowe. Na pewno „fleur”, ale z tym „nocturne” to jednak przesada. Z drugiej strony źródeł twórczych upatrywać można w latach 20., kiedy wpływ zakończonej wojny był bardzo widoczny w każdej dziedzinie sztuki, również perfumeryjnej. Bleu de Chine, bo po taką nazwą perfumy zawitały na rynku, były czymś czym dzisiaj są zdobione edycje Amouage. Flakony wytwarzane przez wielkich mistrzów (Julien Viard odpowiadał za projekt, Ludwig Moser za wykonanie) były małymi dziełami sztuki i pewnie przyczyniły się do dzisiejszego opakowania tych wód, całkiem niezłego.
Próżno jednak szukać tu jakiegoś nadzwyczajnego piękna na płaszczyźnie zapachowej. O ciekawym ujęciu tematu nawet nie wspominam, bo przy tego typu woniach jest oczywistym jego brak. Fleur Nocturne to nawalone kwiaty bez jakiegokolwiek pomyślunku. Obrzydliwa słodycz pałęta się od początku do końca w asyście banału, który wynika z rozwrzeszczenia. Tony jaśminu na mdłej waniliowej bazie absolutnie nie zachwycają i wyraźnie celują w bardziej wiekową klientelę, choć kobietom dojrzałym doradzałbym mnóstwo innych zapachów, jeśli akurat lubią rodzinę kwiatową. Ta toporność jest niemal nie do zniesienia i nie wyobrażam sobie warunków w jakich Fleur Nocturne mogłoby zyskać. Ani zimą, ani latem, ani w deszcz, ani w słońce propozycja Isabey nie wzniesie się w pionie, żeby choćby do kostek dorosnąć kompozycjom w tym temacie. Słodki, mdły, przeładowany i landrynkowy w porządnym opakowaniu.
Nuty: jaśmin (dużo, dużo jaśminu), gardenia, magnolia, mandarynka, morela, akord słoneczny, brzoskwinia, paczula, wanilia
Rok powstania: 2009
Twórca: Jean Jacques
Fot. nr 2 pochodzi z story.pl