I się zastanawiam czy pojechać po całości czy zostawić jakąś suchą nitkę. Po pierwsze L’Eau Ambree jest mało ambrowy jeśli porównamy do poprzednich zapachów. W sumie da się to wytłumaczyć, bo L’Eau od czapy nie jest w nazwie. Zapach w sumie nie jest zły, ale nie mogę się oprzeć zestawieniom, w którym wypada ta kompozycja słabo. Lekki, zwiewny i przyjemny. Internet pełen jest porównań do Infusion d’Iris, ale niestety nie mogę sobie przypomnieć irysowej Prady, bo wąchałem przelotem wieki temu.
Nawet na tle innych premier L’Eau Ambree ginie wręcz w tle. Ambra ubrana w słoneczną, trochę słoną postać jest ciekawa, ale jeśli jest bohaterem pierwszo-, ew. drugoplanowym. Tutaj jest schowana. Przy okazji słowa uznania należą się pani Andrier za zrobienie ambry z innych składników. To sztuka, choć akurat zamienienie paczuli na ambrę i na odwrót (np. w Real Patchouly marki Bois 1920) jest chyba najłatwiejszą z transformacji. Użycie wanilii i opoponaksu to w sumie dość oklepany ruch. Poza tym w bazie już ta gra się sypie i wychodzą syntetyczne nuty. Bez rewelacji.
Nuty: cytron, róża, gardenia, paczula, wanilia, opoponaks
Rok powstania: 2009
Twórca: Daniela Andrier