2 marca 2010

The Different Company, Oriental Lounge

Wzbudza największe zainteresowanie ze wszystkich produktów The Different Company, przynajmniej nazwą. Jeśli ktoś liczył na zerwanie z dotychczasową formą to jednak się pomyli, ponieważ Oriental Lounge trzyma się w ułożonych granicach zapachowej kultury. I w sumie mało niszowy jest. Wrażenie to jest potęgowane przez efekt końca nosa, czyli „coś już tak pachniało, ale nie pamiętam co”.

Jakimś dziwnym trafem obyło się bez wanilii, ale to oczywiście zaleta. Każdy akord układa się warstwowo, niemal geometrycznie z niezwykłą perfekcją. To cechy niemal już markowe dla córki wielkiego Elleny. Szkoda, że odziedziczyła po ojcu dość sceptyczne nastawienie do orientu, co sama przyznała parę razy. Oriental Lounge nie jest typowym zapachem z tej rodziny, co zauważy nawet początkujący nos

Lekka słodycz, aż chce się powiedzieć „elegancka słodycz”, to przedsmak późniejszego ugłaskania. Przylizania wręcz i lekkiego ulepku. Kiedy gdzieś w środku na planie pojawia się róża trudno nie opędzić się od wrażenie Kingdom. Tym bardziej, że tło zapachów w wielu miejscach jest bardzo podobne. Jeśli ktoś liczył na to, że labdanum postawi Oriental Lounge na kadzidlane tory to niestety się zawiedzie. Ta czystkowa żywica jest nazywana roślinną ambrą i właśnie w tej kompozycji tak się zachowuje. Nadaje ciepła, miękkości i pozwala reszcie się w sobie zanurzyć. Nie czuć tu dymu, bardziej lepką ciecz, która rozpuściła w sobie zbyt dużo cukru. Ale nie jest to takie złe.

Na uwagę zasługuje jeszcze drzewo satynowe występujące w składzie. To parę gatunków z rodziny rutowatych. Prawdę mówiąc nigdy nie spotkałem się z takimi ingrediencjami w warsztacie perfumiarza, ani nigdy nawet o nich nie słyszałem. Trudno, więc wieszczyć co to jest. W Oriental Lounge pewnie to lekko kwiatowa, papierowa nuta drzewna, która pałęta się pod koniec. Trzeba jednak wziąć pod uwagę deklarację nieśmiertelnika, która wprowadza pewne zamieszanie i konsternację. Przyznam szczerzę, że trochę jestem zagubiony i nie chcę herezji prawić.

Tak czy inaczej, Oriental Lounge jest zapachem udanym. Paradoksalnie te ulizana główka orientu do mnie mówi, choć może to nietypowość jest tym co ujmuje w dziele Elleny. Mało niszowy, ale do mainstreamu też mu daleko. Trochę się zapętliłem, ale mam nadzieję, że jestem zrozumiały.

Nuty: bergamota, pieprz, róża, labdanum, bób tonka, drzewo satynowe, nieśmiertelnik
Rok powstania: 2009
Twórca: Celine Ellena

Pozostałe recenzje

Dołącz do dyskusji

Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Anonimowy
Anonimowy
8 lat temu

To europejski orient. Nic z dusznych arabskich udów , nie ma długiego ogonu. Aromat na wskroś eurpejski, bardzo gładki i nienachalny. Na szczęcie, bez wanilii i słodkich kwiatków. Politycznie wygładzony, rowniutki i offisowy. Trzeba koniecznie probować, bo siedzi na każdym osobniku inaczej. Nie jest zabójczo drogi, w sam raz.