W piętnastą rocznicę powstania serii Aqua Allegoria Guerlain zdecydował się wypuścić jubileuszową edycję- właśnie Flora Nymphea. Niestety lata nie obchodzą się z tymi kompozycjami lekko, bo po dawnych wodach słuch niemal zaginął a obecnie lansowane nowości są co najwyżej przeciętne. Z drugiej strony widać, że idea odnosi marketingowy sukces skoro zdecydowano się na kontynuację tej rodziny perfum. Bardzo poważnie Guerlain podszedł do Flory, bo zaciągnął samą Olivię Ruiz do specjalnego filmu promocyjnego zrobionego w technologii 3D (u mnie w 2D).
Widać, że mnóstwo piórek wystaje nawet z tyłka, ale co mnie obchodzą nowe butelki, pszczółeczkowe koreczki, cała promocja i seksapil wokół jeśli sama kompozycja będzie marna?! A niestety dobrych słów o Flora Nymphea powiedzieć się nie da. Typowa woda wazonowa po imieninowych kwiatach i nic więcej. Choć w zasadzie „”nic więcej” to złe określenie. Kiedy paradowałem w tym sennym obłoku przebiegła mi przez myśl kobieta w ortalionach z głębokiego PRL-u, która uprawia „bieganie” (o joggingu nikt wtedy nie słyszał). Zapocona „Matka Polka”, dla której kwiatowa woda stanowi apogeum możliwości zapachowych i peweksowe „Soir de Paris” to już jabłko z ogrodu hesperyd.
Zapach jest tak beznadziejnie płaski i pozbawiony ikry, że spokojnie mógłby nie powstawać. Niby jest tam bez, który w perfumach lubię, ale nie jestem zdolny do detekcji. Innych składników jako takich też nie wyczuwam, bo całość robi za niezidentyfikowaną mieszaninę we wspomnianym już wazonie. Nuda po prostu i nic więcej.
Nuty: bez (lilak), kwiat pomarańczy, miód
Rok powstania: 2010
Twórca: Thierry Wasser