Druga szansa nie została zaprzepaszczona przez Epinette, ale o pełnym jej wykorzystaniu mowy być nie może. Przekonuję się, że wszystkie kompozycje Atelier Cologne są pięcioraczkami różnojajowymi i pomijam tu fakt, że cała seria ma być kolekcją lekką, letnią i kolońską. Oolang Infini został wyciągnięty losowo. Zerknięcie w opis i widzę, że to wariacja na temat niebieskiej herbaty Ulung, która podobno ma posiadać kwiatowe i owocowe podbicie. Wyjdzie, żem burak, ale pierwszy raz o niebieskiej herbacie Ulung słyszę. Nie piłem. Nie wąchałem.
Wariacja perfumeryjna jest średnia w kategorii kompozycji lżejszych. Początek kwaśno, lekko iskrzący, identyczny z tym w Bois Blonds. Później robi się chemicznie do bólu i właśnie wtedy herbata z używanej wielokrotnie torebki wkracza na scenę. Stężenie jest tak nieznaczne, że normalnie uszłoby to uwadze większości, ale w Oolang Infini tło jest tak nijakie, że trudno tych popłuczyn nie zauważyć. Dzięki Bogu, czas działa na niewielką korzyść i obserwujemy zagęszczenie kompozycji, ale niestety nie w kierunku tematu głównego jakim jest niebieski napar. Na dnie widać tylko bardzo esencjonalny wetiwer, czysty w swojej zieleni i dopracowany w szczegółach. Właśnie ten element wybija Oolang Infini z kotła żenady i czyni zeń ciekawą propozycję dla osób lubiących się w trawiastym składniku. Prosto, łatwo, na początku wręcz beznadziejnie, ale liczy się przecież koniec.
Nuty: niebieska herbata Ulung, neroli, bergamota, jaśmin, skóra, tytoń, drzewo gwajakowe, wetiwer
Rok powstania: 2010
Twórca: Jerome Epinette
Dostępność i cena: w zagranicznych perfumeriach; występuje tylko w poj. 200ml za 155$ na luckyscent.com
Fot. nr 2 z centralfloridatop5.files.wordpress.com