Wcale rybimi jajkami nic tu nie śmierdzi.
Zabójczo seksowny Mugler (po prawej) tym razem firmuje swoim nazwiskiem zjawisko Womanity. Portal społecznościowy, który powstał dla kobiet i perfumy, które zupełnie zrywają z wizją Angel czy Alien, choć trzeba zdawać sobie sprawę, że ten potężny mężczyzna nie będzie sygnował „zapaszków” lekkich i frywolnych. Oto przed Państwem Womanity– niewidzialna więź między kobietami, wielka ideologia, wspaniała forma, i oczekiwany zapach przede wszystkim.
Wcale mnie nie dziwi ten szum, bo poprzednie kompozycje wzbudzały dzikie emocje u niemal każdej wąchającej osoby. Zresztą nawet wariacje nt. Angela czy Aliena okazywały się wydarzeniami topowymi, choć same perfumy były zazwyczaj średnie (jak choćby wersje letnie). Z całego setu próbek jakie do mnie ostatnio przybyły, i ja rzuciłem się na Womanity, choć deklarowana figa w składzie produktu mainstreamowego już jasno kreśliła granice w królestwie słodkich owoców, wielkiej ilości cukru i różowej władczyni na tronie wachlowanej przez hordy mężczyzn-niewolników. Widać, że kampania marketingowa jest przemyślana, bo klient myśli to o czym myśleć powinien według speców od marketingu. Skończmy więc z obrazami i chodźmy zobaczyć czystą chemię Womanity, która do biednych nie należy.
Kosz słonecznych cytrusów z bitą śmietaną i lukrem startuje z pole position, dalej mamy dżem figowy rodem z A la figue marki Satelitte a później słony, chemiczny akord potu. Owoce są mało kwaśne a za to bardzo słodkie i soczyste. Bzdurą jest pisanie o maślanej cytrynie, ale w Womanity czuć tę swoistą dozę maślanych herbatników z kwaskiem cytrynowym. To tylko wstęp, które świetnie kieruje zapach na główny tor- figę w wersji owocowej i zupełnie nie liściastej. Kompozycja nie ma ni grama zieleni, ani jednej cząstki chlorofilu. Dorodny dżem figowy z duża ilością żelatyny, dodatkowo schłodzony i jedzony prosto ze słoika palcem. Nie przywołuje to elementów okraszonych przymiotnikami „seksowy”, „drapieżny”, ale bardziej „słoneczny”, „wakacyjny”, „beztroski”, i mnie osobiście bardzo się ten figowy wątek podoba. Trzeba też zauważyć, że kapitalnie kompozycja przechodzi w chemiczne do bólu akordy „kawioru”. W tym wypadku słowo „chemiczne” to żadna ujma, ponieważ Womanity wychodzi obronną ręką z zawijasów laboratorium i ostatecznie mocuje swoją bazę przy brzegu ciepłego morza, nad którym błyszczą drapacze chmur. Z jednej strony naturalna sól, wiatr i woda, z drugiej- szkło, metal i beton. Pomiędzy- kobieta z kroplami potu nań, ciepła, ujmująca i zmysłowa.
Jestem świadom, że pewnie parę gromów spadnie na Womanity za olfaktoryczną frywolność, może za ulep i parę innych spraw, ale nic nie zmieni faktu, że pod względem sztuki perfumeryjnej jest to produkt zrobiony z dbałością o szczegóły, choć za narzędzia robiła czysta chemia, bo ani kawior, ani figa nie dają perfumiarzowi żadnych pachnących substancji. A poza tym, Womanity to perfumy na pewno dużo bogatsze niż skromne dwie nuty. Czerpią i z piżma, i z sandału, z cytrusów, z ambry…
Nuty: kawior, figa
Rok powstania: 2010
Twórca: Fabrice Pellegrin
Dostępność, cena i linia: w Polsce póki co niedostępny; opis produktów dodatkowych i dostępności na świeci wymagałby oddzielnego wpisu
Fot. nr 2 z noun.files.wordpress.com