Po przerwie wracam do jednego zapachu Huitieme Art Parfums. Nie bez przyczyny. Ambre Ceruleen, oprócz tego, że ambrowa, wydaje się kroczyć tymi samymi ścieżkami co Bond No. 9 Perfume. Mówiąc wyraźniej, dzieło sztuki Guillaume’a to popis gry fasolki tonka. Jak już wspomniałem przy okazji przepysznego oudu, bób tonka ma tę cenną właściwość, że potrafi materializować różne słodkie zapachy. W Ambre Ceruleen moje słowa znajdują potwierdzenie, bo niepozorna fasolka staje się ostrym, połamanym karmelem, który został wyostrzony kwaśną werbeną. W sumie to nawet trudno powiedzieć czy to werbena, bo tutaj czuć bardziej zapach kwaśnej zieleni, trochę chemiczny, trochę niedojrzały, może nawet dentystyczny, ale jednak mający swój urok.
Tonka w otoczeniu drzewnym i ambrowym jak w tej kompozycji (ale również obok paczuli czy, w mniejszym stopniu, żywic) lubi przybrać właśnie ostrą, nieco skarmelizowaną formę. Na początku rozwoju zapachu jest to szczególnie mocno widoczne. Później na scenę wchodzą cieplejsze, kremowe nuty. W ogóle trudno jest rozgryźć na własny nos skład Ambre Ceruleen, bo poza wyraźną tonką nie czuję tu nic konkretnego. Sama kompozycje jest mało ambrowa w ścisłym znaczeniu a prawdę mówiąc jest BARDZO mało ambrowa. Już szybciej idzie się domyślić udziału sandałowca, bo charakterystyczna drzewna mleczność dość wyraźnie kołacze w dalszych etapach tych perfum. Później zapach gaśnie w tych klimatach i tyle go widzieliśmy.
Sama kompozycja jest w sumie mało odkrywcza i powalająca na kolana. Brakuje mocy według mnie. Jakiegoś dopalacza nie ma, bo oprócz wątku z tonką Ambre Ceruleen rumieni się na skórze tak niemrawo, że prawie w ogóle.
Nuty: ambra, bób tonka, opoponaks, drzewo sandałowe
Rok powstania: 2010
Twórca: Pierre Guillaume
Cena, dostępność, linia: za 50 mL wody perfumowanej zapłacimy w perfumerii Quality Missala 385 zł
Fot. nr 2 z prudencepennywise.blogspot.com