4 grudnia 2010

Huitième Art Parfums Sucre d’Ebene – osoba stała nad garnkiem i lepiła…

Recenzja dotyczy wersji z 2010 roku. Obecna jest minimalnie rożna za sprawą akordu poziomkowo-szampańskiego w głowie i nieco mniej żywicznych tonów drzewnych

Brązowy cukier, orzechy laskowe i żywica benzoinowa. Na aktualną aurę nie ma chyba nic lepszego i muszę przyznać, że Sucre d’Ebene noszę sobie od kilku dni z prawdziwą przyjemnością. Nie jest to zapach szczególnie skomplikowany, ale przy -10 C na dworze nie tego oczekuję od perfum. Na samym początku, muszę też powiedzieć, że specjalistą od zapachów tego typu nie jestem, więc o wprawienie w zachwyt wcale nie jest trudno.

Trochę przypomina nutellę, innym razem wchodzi w aromat mleka w cukrze. Tak czy inaczej, zawsze miło mi, kiedy wtulam nos w nadgarstek. Sucre d’Ebene może się podobać, i to bardzo. Może też do głupawki
doprowadzać, bo w tej chwili pachnie na mnie jak talerz z krówkami, który ktoś położył na starym żeliwnym kaloryferze, oczywiście gorącym kaloryferze. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że on nigdy nie robi się dymny, ani skórzany, ani spalony, ani ziołowy. Pachnie tylko brązowymi słodyczami. Krówki, toffee, cukier, karmel, nugat i ew. mleko z miodem. No i wszystko jest obowiązkowo podgrzewane. Szczęście to, czy nieszczęście, ale w Sucre d’Ebene nie czuć palących się drew, ani węgla, ani gazu, ani ropy. Wobec tego zaryzykowałbym stwierdzenie o obecności ambry, która wnosi słoneczne ciepło, mało żywiczne w swojej formie i wystarczająco miękkie, żeby zachować charakter łakoci w tej kompozycji.

Żartem jest za to obecność benzoinu w składzie (który często zastepuje ambrę i pachnie dość podobnie). W tajemnicy muszę jednak powiedzieć, że mój nos ostatnio był benzoinem atakowany w wielkich ilościach i drobnych niuansów spod guillaumowskiego pędzla mogę nie widzieć. Efekt przyzwyczajenia do danej nuty po prostu. Nie ma go (w sensie „nie czuję go”) nawet w bazie, która cały czas krząta się we wcześniejszych klimatach. Tak sobie myślę, że Sucre d’Ebene mógł powstać, kiedy Pierre stanął przy osobie lepiącej szyszki z mieszanki preparowanego ryżu i roztopionych krówek. Finalnie, gdybym miał wybrać łakoć, który został odwzorowany w tych perfumach najdokładniej to byłyby to własnie krówkowo-nugatowe szyszki. Nic innego.

Graal dla fanów niebanalnej słodyczy

Nuty: oczar wirginijski, orzechy laskowe, benzoin, piżmo, cukier trzcinowy
Rok powstania: 2010
Twórca: Pierre Guillaume
Cena, dostępność, linia: 50 mL woda perfumowana

Fot. nr 2 z masterlife.com
Fot. nr 3 z gfx.dlastudent.com

Pozostałe recenzje

Dołącz do dyskusji

Subscribe
Powiadom o
guest
7 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anonimowy
Anonimowy
13 lat temu

Popraw tytuł, bo dziwny jest…
P.

Marcin Budzyk
13 lat temu

Ja jestem dziwny, więc tytuł też może taki być.

Marcin Budzyk
13 lat temu

😉

Anonimowy
Anonimowy
13 lat temu

No dobra;)

Marcin Budzyk
13 lat temu

Mam opóźniony zapłon. Myślałem, że chodzi Ci o styl a nie o literówkę. Dopiero później skapowałem się że jest "na" zamiast "nad" 🙂

fqjcior
13 lat temu

Czy zdradzisz mi i innym stałym czytelnikom Twego świetnego bloga (serio), dlaczego kładziesz krówki na kaloryferze? Przyznaj się, że po to, by poznać ich zapach…

Marcin Budzyk
13 lat temu

* Fqjcior. Położenie krówek na kaloryferze i to żeliwnym zdarzyło mi się chyba raz w życiu. Parę lat temu, mieszkając w starym mieszkaniu zdarzyło mi się to i faktycznie zapach jest przedni… no i zapada w pamięć.