Smart to pierwszy z zapachów Andrei Maack. Z założenia drzewny, orientalny, ale materiały prasowe mówią, że również pudrowy, owocowy i zielony. Odnoszę wrażenie, że producent chce nas naprowadzić na swój trop, a przy tym ograniczyć możliwość własnej interpretacji. O samym zapachu jednak za moment, bo wokół dzieje się dużo ciekawych rzeczy. Jak wspominałem wcześniej, każdej kompozycji islandzkiej marki towarzyszy wystawa autorstwa twórczyni firmy. W przypadku Smart możemy mówić o dość typowym działania, bo autorka zdecydowała się na utworzenia wielkiego rysunku, oczywiście ołówkiem, na który składało się 250 blotterów, które zostały udostępnione dla zwiedzających jako próbki perfum. Na drugiej ścianie zostały umieszczonej 4 butelki produktu w białych, otwartych pudełkach.
Sam zapach kojarzy jest dość bezpieczny i nie potrafię dostrzec tu nowej jakości w sztuce perfumeryjnej. Kiedy pierwszy raz powąchałem, pobieżnie, to przyszły mi do głowy trzy zapachy: Pure DKNY, Love, Chloe i Oriental Lounge. Przyszły do głowy szybko, od razu. To bynajmniej nie jest komplement. Wychodzę z założenia, że jeśli jakieś perfumy tak łatwo potrafimy przyrównać do innych, to zasługują na miano wtórnych. Smart jest wtórny. Trudno.
Bije jednak konkurencje na głowę. Nokautuje bez mała. Jest miękki, mleczny. Obecność drewna sandałowego warunkuje wspaniały klimat już od początku. Na tej bazie czuć trochę wanilii, w żadnym wypadku nie spożywczej, a bardziej sypkiej, znanej z Wody Dualnej. Smart kreuje atmosferę bezpieczeństwa, ponieważ otula, zaplata się wokół szyi jak miękki wełniany szal. Nie za mocno, ale jednocześnie na tyle szczelnie, że zapewnia pożądane ciepło. Idąc tym tropem, tak sobie wyobrażam zapach inkubatora z noworodkiem. Przy tym wszystkim jest całkowicie pozbawiony wrednej chemii, która potrafiła zniszczyć obraz wielu kompozycji operujących na tych samych obszarach co Smart. Nawet pudrowa nuta fiołka nie jest przesadzona i świetnie współgra z sandałem i wanilią.
Całościowo kompozycja jest bardzo zrównoważona. Nie szczeka, nie strzela, ale jest lekkim szelestem. Mimo że nie odkrywa zupełnie nowych obszarów, to zdobywa najwyższe szczyty na nich. Dla fanów miękkiego sandałowca i wanilii to kompozycja do obowiązkowego poznania. Świetnie ułożona. Żałuję, że nie przetestowałem jej w tamtym roku, bo mogłaby zdobyć nominację do Księżycowego Albatrosa.
Więcej o marce i jej awangardowej twórczyni: KLIK
Nuty: drzewo sandałowe, wanilia, fiołek, jaśmin, kozia skóra, piżmo
Rok powstania: 2010
Twórca: Apf aromes & parfum
Cena, dostępność, linia: zapach jeszcze niedostępny w Polsce; niebawem pojawi się w perfumerii GaliLu Olfactory; występuje jako woda perfumowana w pojemności 50 mL
Fot. nr 1 i 2 a andreamaack.com
Fot. nr 3 z anunico.us