Dziś odbyło się losowanie. Losowanie z zapomnianego trochę setu Nez a Nez. Wypadło na Vanithe. To już druga „marność” wyrażona przez wanilię. Czy ten składnik naprawdę ma coś, co może kojarzyć go z przemijaniem, beznadzieją życia? Zapach, z którym dziś mam przyjemność określany jest jako idealny, zmysłowy, wprowadzający w kontemplacyjny nastrój. Producent nie oparł się pokusie bogatego, niemal grafomańskiego opisu, który raczej nijak ma się do kompozycji jako takiej.
Vanithe jest zapachem nieskomplikowanym. Początek jest zabójczo świeży. Werbena i herbata earl grey to podstawa, która decyduje o pierwszym wrażeniu. Nie jest źle, ale o „to już było”. Później nabiera to wszystko bardziej jaśminowej maniery, aby jeszcze dalej przejść w obszary drapiące i miodowe (miód koniecznie skrystalizowany), rodem z Soir de Lune czy Jewel. Ta niesamowita zmienność czyni z Vanithe mistrzowski popis perfumiarki – Karine Chevallier. Tym bardziej, że baza znowu jest zupełnie inna od tego, co było przedtem. Drzewna, słodka, cicho zaplata na skórze lekko dymne akordy gwajakowego drewna i wanilii. Zapach ładny, dopracowany do perfekcji, zmienny jako mało który inny, ale jednak czegoś mi tu brakuje, albo czegoś jest za dużo. Nie wiem. Zbyt idealny?
Ze stajni Nez a Nez za najciekawszy zapach i tak uważam ten: KLIK
Nuty: rozmaryn, werbena, herbata earl grey, herbata jaśminowa, drewno gwajakowe, wanilia, benzoin miodowy (?), bób tonka
Rok powstania: 2007
Twórca: Karine Chevallier
Dostępność i cena: tylko z zagranicznych perfumeriach, np. LuckyScent.com (165$/100mL) oraz Aus Liebe Zum Duft (98E/100mL)