Tegoroczny lifting na klasycznej L’Eau d’Issey wyszedł całkiem dobrze. Wersja Florale przywołuje na myśl chłodne, niemal zmrożone kwiaty. Nie zniszczono lodowatej aury wielkiego klasyka, ale wzięto ją w ryzy nut kwiatowych. Bardzo ciekawie zachowuje się zimna lilia. Momentami zapach przypomina wręcz pogrzeb na dalekiej Syberii, podczas…
Tak tytułem dygresji… Podobno Abramowicz (jeden z najbogatszych Rosjan) miał wybudować z okazji Dnia Kobiet wielkie szklarnie na Czukotce, tak żeby każda z mieszkanek tej prowincji na końcu świata dostała kwiat wyhodowany na tej wiecznie zamarzniętej glebie. Nie zdziwiłbym się, gdyby wokół nich pachniało w stylu L’Eau d’Issey Florale.
Nie jest to arcydzieło sztuki perfumeryjnej, ale solidna reinterpretacja klasyka. Bardzo podoba mi się wyostrzenie nuty różanej, która zasuwa kolcami po lodzie. Później, kiedy staje się mroźno-mydlana nie wchodzi w sztuczne akordy i za to też plus się należy.
Całkiem porządny zapach.
Nuty: róża, lilia, nuta drzewna, mandarynka
Rok powstania: 2011
Twórca: Alberto Morillas
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa dostępna w pojemności 50 i 90 mL oraz limitowanej edycji jako 35 mL; dostępna w perfumeriach Douglas
Fot. nr 1 z isseymiyake.com
Fot. nr 2 z sd43.bc.ca