Kolejny L’Artisan, przy którym można stracić zęby. Czy jest piękny? Z pewnością takie określenie to ujma dla zapachu Karine Vinchon Spehn (twórczyni Coeur de Vetiver Sacre i Memoir Man). Batucada jest najbardziej niesamowitym „letnim” zapachem jaki w życiu wąchałem, i jest brzydka! Obrzydliwa momentami. Trudno nazwać ją kompozycją cytrusową, nie jest też wodna. To coś na kształt drewna cytrusowego otoczonego olbrzymią ilością chininy. Choć jednocześnie może to być też sandałowiec, ponieważ…
W nazwie Batucada zamknięto pamięć o brazylijskim tańcu, który podobny jest do samby, lecz przez lata nasycił się wpływami czarnoskórych mieszkańców Nowego Świata. L’Artisan z tego względu głównym akordem kompozycji uczynił znanego również w Europie drinka – caipirinhę. Będąc na wakacjach wypiłem raz z myślą o tej recenzji. Niedobre to jak cholera. Gorzkie, kwaśne. Zawsze jest możliwość, że w barze zapomnieli dodać cukru trzcinowego, który oprócz cachacy (brazylijskiej wódki) i limonki jest jedynym składnikiem tego koktajlu. Gdyby te perfumy miały nieść takie wrażenie to podziękowałbym. Masochistą nie jestem.
Przewrotnością losu jest fakt, że L’Artisan wylansuje ten zapach dopiero w listopadzie, kiedy na naszej półkuli będzie późna jesień i spadną pierwsze śniegi. Przyznam, że to odważny krok, ale może w tym być jakiś pomysł. Wyobraźcie sobie człowieka ubranego w Batucadę, który wchodzi do autobusu w dwudziestostopniowym mrozie. To jest dopiero coś! Dobra, już zaczynam o zapachu i nie marudzę.
Batucada zaczyna się nutą gryzionych skórek cytryny i limonki. Pod językiem czuć gorycz wosków i niesamowitą ilość kwasów. Nasycenie kompozycji tymi „niedobrymi” elementami powoduje dosłownie ciarki na plecach i mrowienie prądowe. To nie są słoneczne, roziskrzone owocki w wersji light. Ten etap jest brzydki, trudny. Jeśli miałbym go przyrównać do czegoś bardziej z życia wziętego to tak smakuje rozgryziony IBUM. Wiecie, o czym mówię? Kto raz przez przypadek rozgryzł w ustach kapsułkę przeciwbólową z płynem to kojarzy. Batucada niemal staje się tym kwasem i niemal na serio zaczyna płynąć w niej prąd.
Jednocześnie pachnie też drewnem, mimo że żadnych takich składników w spisie nut nie ma. To jasny, lekki kawałek, który przypominać może polskie pieńki z jabłoni lub wiśni. Raczej na pewno to drewno owocowe, kwaśne, ale nie tak bardzo jak mieszanina gryzionych skórek cytrusów.
Od pierwszych sekund Batucada ewoluuje. Wśród turpistycznych akordów wyrastają kojące, maślane kwiaty. Uczucie jakie niosą jest bardzo miłe i porównać można je do kefiru wylanego na poparzoną skórę. Może mało romantyczne skojarzenie, ale jakże dobitne :). Cytrusy też ulegają zmianie. Po godzinie nie ma już skórek, ale sam mięsisty miąższ. Akumulatorowy kwas zastąpiony został słodkim sokiem, i to jest pierwsza przyjemna strona Batucady.
A jeszcze później staje się coś zaskakującego. Kompozycja nabiera kształtów cielesnych, ciepłych, może nawet zwierzęcych. Mam z tym duży kłopot, bo brak informacji o zwierzęcych składnikach. Wobec tego stawiam na mleczko kokosowe. I tak, to chyba to, ponieważ ten sam efekt osiągnięto za jego sprawą w Philosykosie Diptyque. A te dwa zapachy w bazie ocierają się o siebie, mimo różnych początków.
No i na sam koniec napiszę, że L’Artisan po raz kolejny pokazuje „że można”. Że można nawet z oklepanych składników zrobić coś nietypowego, zaskakującego, coś nowego. I nawet ryzykuje zyskami ze sprzedaży wprowadzając przewrotnie kwaśny zapach na zimę… Chylę czoła, ale z drugiej strony to najlepsza z marek niszowych (obok Comme des Garcons, Diptyque i Editions de Parfums Frederic Malle), której nie wypada inaczej.
Nuty: mięta, limonka, cacacha, ylang ylang, tiara, mleczko kokosowe, akord wodny
Rok powstania: 2011
Twórca: Karine Vinchon Spehn
Cena, dostępność, linia: zapach będzie miał premierę w listopadzie; dostępny w dwóch pojemnościach 50 i 100 mL
Trwałość: zaskakująco dobra; nawet 10 godzin
Fot. nr 1 z zasobów bloga
Fot. nr 2 z tytyga.com
Fot. nr 3 z wallpapers-diq.org
Fot. nr 4 z ladiesgadgets.com
Fot. nr 5 z mobiletoones.com
Fot. nr 6 z officialpsds.com