Vitriol d’Oeillet, czyli witriol z goździkiem. Nazwa tyle intrygująca, co nieścisła. Bo czym jest witriol? Kiedyś nazywano tak kwas siarkowy, który z natury jest bezwonną cieczą podobnie jak bezwonne, choć pięknie ubarwione kryształy…
Określenie „dziwadło” wcale nie przyszło mi do głowy, kiedy pławiłem się w kroplach tych perfum. Vitriol d’Oeillet przypomina mi wielki pomnik ze spiżu i tą drogę postaram się podążyć. Początek jest gorzki. Gdzieś w tle kołacze niemrawa nuta kwiatowa, a na niej szczypta przypraw. Uznajmy, że to nieważne… Całość posiadła metaliczny i deszczowy wydźwięk. Zapach pachnie jesienią, spacerem w dżdżysty dzień. Jest jak dotyk zimnego, mokrego ołowiu, a właściwie spiżu, czyli stopu z miedzią i cyną. Dlaczego tak? Spiż szybciej nagrzewa się od gorąca dłoni, jest w dodatku odporny na czynniki zewnętrze, które mogłyby zmienić formę. Tak samo Vitriol d’Oeillet. Na skórze zachowuje się jak monument mogący zachwycić, ale nie zaintrygować, zmusić do pomyślenia. On stoi bez ruchu, nie błyska się, nie pokazuje nowych twarzy. Ba! On nawet z mimiki został obdarty. Zapach jest taki sam od początku do końca. I w tym przypadku to ujma.
Nuty: goździk, gałka muszkatołowa, papryka, czarny pieprz, różowy pieprz
Rok powstania: 2011
Twórca: Serge Lutens/Christopher Sheldrake
Cena, dostępność, linia: 50 mL wody perfumowanej to koszt około 400 zł
Trwałość: więcej niż dobra, około 9-10 godzin
Fot. nr 1 z cafleurebon.com
Fot. nr 2 z perfumeshrine.blogspot.com