![]() |
Plastik rządzi, plastik wymiata. |
Kiedy w tle pojawi się boska Freja Beha to od razu mam ochotę poznać pierwszy plan. Tak właśnie było w przypadku najnowszego zapachu marki Valentino i pierwszego po długiej przerwie. Przypomnę tylko, że włoski dom mody pokłada w tych perfumach wielkie nadzieje. Valentina ma być sztandarem nowego ducha i wyznaczać nowy etap w historii tej firmy.
Sama kompozycja zapachowa jest dziełem uznanego duetu aromaciarzy: Morillas – Cresp. Niestety po raz kolejny potwierdziła się reguła, że nawet utalentowany nos może być doprowadzony do żenującego poziomu, kiedy nad głową dyszy mu księgowy. Valentina ma przede wszystkim dobrze się sprzedawać i być nijaka, tak żeby trafić w jak najszersze gusta. To pewnie z tego powodu została też opatrzona przez producenta…
Zapach jest nudny, chemiczny i płaski. Owszem czuć jakieś kwiaty, na początku nawet ostre i przyjemne, ale to nie ratuje formuły. Włosi postawili na totalną nijakość, która z czasem przekształca się w koszmarnie chemiczny, pseudo kobiecy zapaszek z wielką ilością syntetycznych składników w sobie. Nic więcej o Valentinie powiedzieć nie mogę.
I nawet Freja nie uratuje tego pachnidełka.
Nuty: bergamotka, kwiat pomarańczy, jaśmin, tuberoza, truskawka, drewno cedrowe, ambra, wanilia
Rok powstania: 2011
Twórca: Olivier Cresp & Alberto Morillas
Cena, dostępność, linia: stoi w Douglasie na wyłączność; woda perfumowana; pojemności: 30, 50 i 100 mL
Trwałość: około 6-7 godzin, ale tylko przez 2 jest wyraźnie wyczuwalna
Fot. nr 1 z statuaryplace.com