Czekajcie, a będzie Wam dane! Oto mam przyjemność przedstawić Wam pierwszą wprost kadzidlaną kompozycję marki Serge Lutens – ostatni puzzel jego zapachowego imperium, w którym dotychczas brakowało woni osnutej w oparach frankońskiej żywicy.
Lodowiec Fox (Nowa Zelandia, Alpy Płd.). |
Pierwszy psik na skórze od razu nasuwa jedną myśl: olibanum. Tutaj w wersji czystej, zimnej, która jednak nie przypomina mokrej posadzki w kościele z jednego powodu. Mroźne powietrze L’Eau Froide nie akceptuje wody w stanie ciekłym. To trochę podobny obraz do tego znanego z Zagorska, który dziwnym trafem kojarzy mi się z krukiem. Kruk siedzi na dachu kościoła wśród północnej tajgi po nuklearnym wybuchu. Cicho, lodowato i tylko zapach żywic mąci ten spokój. Kompozycja Lutensa utrzymuje tę konwencję na początku, ale i poźniej jest niezwykła.
Spory ładunek ciepła obecny jest w następnej fazie L’Eau Froide. Oczywiście nie jest to coś na kształt pustynnego ciepła Ouarzazate, ale bliżej mu promyków słońca roztapiających powoli górskie lodowce. W kompozycji pojawia się zresztą akord skalisty, kamienny wręcz. Takie elementy bardzo łatwo skrzywiają odbiór zapachu i nadają mu chemicznego wydźwięku. Tutaj zręcznie tego uniknięto.
Baza perfum już kompromisem pomiędzy kadzidłem frankońskim i wetiwerem. Sporo tu zielonych, męskich elementów, które kojarzyć się mogą z pianką do golenia, ale zmrożoną posadzkę kościoła w dalszym ciągu idzie nosem wyłapać. Co dziwne, dopiero w bazie zauważam miętowe konotacje, które definicyjnie powinny mieć miejsce na początku.
Lutens zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Po dość kiepskim okresie znowu marka nawiązała do swoich najlepszych lat.
Nuty: olibanum (kadzidło frankońskie), mięta, wetiwer, piżmo, nuty morskie
Rok powstania: 2012
Twórca: Christopher Sheldrake
Cena, dostępność, linia: 50 i 100 mL; 50 mL – 250 zł
Trwałość: średnio-słaba; do 5 godzin
Fot. nr 1 z shop.essenza-nobile.de
Fot. nr 2 z allcountries.org