Szybki rzut nosa na najnowszy zapach utalentowanego Pierre’a Guillaume pozwala dostrzec w nim całkiem niezłe pachnidło. Dość powiedzieć, że zapach nijak ma się do znanej twórczości Francuza. Z drugiej strony nie znam klasycznej, ekskluzywnej wersji Corps & Ames. Recenzja będzie bazowała z tego powodu na wrażeniach bezpośrednich, a nie porównawczych. I nie będzie długa.
Zaznaczam też, że opisuję te perfumy jedynie po jednorazowych (choć obfitym) teście. Początek jest klasycznie cytrusowy i przypomina mi wręcz roziskrzone neroli. Zupełnie nie mogę zrozumieć braku tych nut w oficjalnym spisie. Wierzcie mi na słowo, że Corps & Ames…
Później zachodzi ewolucja w stronę cichego, subtelnego szypru. W tle wciąż błyskają kwaskowate akordy, ale paczula z jaśminem i geranium wychodzą na pierwszy plan. Może dziwić brak róży w składzie tych perfum, ale wynika to z faktu zastąpienia jej geranium. Mimo że jest to składnik ziołowy to stał się udanym substytutem królowej kwiatów w klasycznym akordzie szyprowym. Do tego wnosi pożądane wrażenie ostrej zieleni. Baza tych perfum to klasycznie ściszone nuty serca. Całość powoli i subtelnie gaśnie na skórze i nie pokazuje chemicznych utrwalaczy.
Corps & Ames EdT Apaisante 2012 to świetna propozycja dla miłośników ciężkich zapachów z dawnej epoki na gorące lato. Bardzo mnie cieszy fakt, że Pierre Guillaume postawił na tak niebanalną świeżość.
Nuty: geranium, werbena, paczula, jaśmin, drewno sandałowe, piżmo
Rok powstania: 2012
Twórca: Pierre Guillaume
Cena, dostępność, linia: produkt jeszcze niedostępny
Fot. nr 2 z upperplayground.com