![]() |
Mandarine Dream, Veronica Jackson. |
Szkoda, że tak późno poznałem Mandarine. Na lato to zapach wprost idealny. No i jest wypadkową połączonych sił marki L’Artisan Parfumeur oraz Olivii Giacobetti. Po dokładnych testach doszedłem do wniosku, że to ten sam poziom zapachowej ikry, co zeszłoroczna, świetna Batucada. Ale do rzeczy Drodzy Państwo!
Mandarine to pierwotny, organiczny zapach mandarynek. Czysty i szczery jak pięcioletnie dziecko. Nie jest natomiast prostym wyobrażeniem samych owoców. Co to, to nie. Giacobetti zmusza nas do wytarzania się w mandarynkowym listowiu i do zanurzenia w deszczu, który spłynął z cytrusowych drzew. Za każdym razem to rozkaz stanowczy, ale przyjemny dla nosa.
Początek zapachu jest po zbóju kwaśny. Niedojrzały. Nasycony jasną zielenią. Później pojawia się słodycz. Mandarynka dojrzewa. Efekt ten osiągnięto stosując delikatny, niemal niewyczuwalny kwiatowy akord. Jego obecności bardziej trzeba się domyślać, ale jest tam na pewno. Stanowi dalekie tło dla kwaśnych nut, lecz temperuje nutę owocowej, kwaśnej słodyczy. Delikatnie, lecz stanowczo. I w końcu baza. Jest wciąż mandarynkowa, wciąż kwaskowata i przypomina mi cedrowe zakończenie Un Jardin en Mediterranee. Z tym wyjątkiem, że tam były figi, tu jest mandarynka.
Mniej znaczy więcej. Ten zapach pachnie prosto, ale w swojej linearnej konstrukcji zachwyca. A najmilszy jest fakt, że w przypadku Mandarine nawet obcy ludzi zaczepiali na ulicy i pytali, czym tak pięknie pachnę!
Nuty: mandarynka, imbir, frangipani, drewno cedrowe
Rok powstania: 2012
Twórca: Olivia Giacobetti
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa dostępna w pojemności 100 mL
Trwałość: bardzo dobra jak na taki zapach; około 6 godzin
Fot. nr 3 z wikipedia.com