Nadszedł czas na Fancy Choco, czyli miętowe czekoladki w wykonaniu mistrza Geralda.
Na pewno jest to zapach ciekawszy od ciekawego Showy Toffee. Miętowe cytrusy świdrują w nosie aż miło. I męsko. Bo muszę powiedzieć, że Fancy Choco nie jest zapachem tak kobiecym, jak reszta serii.
W zimnie rzuca zielone iskry. Jednak to nie jest czysta mięta. Mnie przypomina zieloną, północną roślinność i jakąś pierwotną botaniczną kwasowość. Początek jest ozdobiony cytrusami. Później zaś pojawiają się akordy smakowite. Zaskakują. Powinny bowiem kojarzyć się z gorzką czekoladą (miętowe czekoladki zazwyczaj są z niej robione), a pachną mleczną. A nawet nie tyle pachną czekoladą, co kakao z dodatkiem cukru.
Następnie baza robi się puchata, lekko piżmowa, trochę hacząca o Musc Maori. Fancy Choco wyróżnia na plus organiczny akord zieleni. Nie mięty, ale właśnie jakiejś syberyjskiej łąki. Co ciekawe, jest to ten sam element, który pojawił się w kompozycji wcześniej.
Nuty: pomarańcza, cytryna, limetka, brzoskwinia, ananas, mięta kędzierzawa, morela, brzoskwinia, frezja, bez, ambra, czekolada, bób tonka, piżmo, wanilia, karmel
Rok powstania: 2012
Twórca: Gerald Ghislain
Cena, dostępność, linia: za 30 mL zapłacimy 195 zł
Trwałość: średnia, około 4-5 godzin