Zapachy marki Miller et Beartux to niszowa pierwsza liga. Dopracowane, dziwne, ale nie groteskowe. A najważniejsze jest to, że nowości lansują bardzo rzadko. Dokładnie mierzą każdy zapach, testują, doprawiają, zmieniają. W końcu obwieszczają światu.
I choć Oh, ooOoh …oh to nie do końca moja bajka, nie pozostanę wobec niego obojętny. Początek ma świetny i bardzo mój. Końcówka trochę mniej, ale cały czas to pierwsza liga.
Zaczyna się od cytrusowego absyntu lub nawet bardziej alkoholowo – od cytrusowej wódki. Zapach iskrzy. Procenty ulatują w nos. Lekko odurzają. W tym wszystkim jest coś medycznego. Nawet nie tyle aptecznego, co uzdrawiającego. Oh, ooOoh …oh przypomina woń ogrodu, jakiejś oazy, gdzie chorzy mogą zyskać czas na podreperowanie sił. Akord cytrusowo-alkoholowy posuwa się tutaj na zielonej, ziołowej wręcz poduszce. Świetny efekt!
![]() |
Fontanna Burnetta w nowojorskim Central Parku. |
Później jest równie dobrze. Pojawią się aromaty drzew, żywic, nawet lekkiego dymu. Ziołowa słodycz sączy się zza świeżo heblowanych desek. Parujący alkohol zostawia zaś po sobie lepką powierzchnię czystych olejków. Gdzieś tam w głębi wciąż widać cytrusowe iskry, choć perfumy są na tym etapie ziołowo-drzewne. Ciężkie.
Na trzecim wirażu Oh, ooOoh …oh wchodzi już wyraźnie w klimaty Juniper Sling. Jałowiec, drewno, skóra ukręcone są w mistrzowski sposób. I zachodzę w głowę, czy zapach Penhaligon’s jest lepszy, czy gorszy. Na pewno jest mniej skórzany, co dla mnie jest zaletą. Nie przepadam za wonią garbarni w perfumach. Nie zmienia to oczywiście faktu, że Oh, ooOoh …oh to majstersztyk.
Nuty: petit grain, jałowiec, absynt, piżmo, palisander, skóra, labdanum, mech dębowy, palisander, sekwoja, haszysz
Rok powstania: 2012
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: 460 zł za 100 mL wody perfumowanej
Trwałość: średnia, około 6 godzin
Fot. nr 1 z mat. producenta.
Fot. nr 2 z fanpop.com
Fot. nr 3 z centralpark.com
Fot. nr 4 z sanctepater.com