Marka A Lab on Fire pojawiła się w Polsce w ubiegłym roku. Niestety, trzy pierwsze kompozycje były na tyle słabe, że nawet nie absorbowałem nimi Waszej uwagi. Z Liquidnight jest inaczej. Bardzo inaczej. Zresztą nazwa zobowiązuje.
Zapach faktycznie jest mroczny. Przymiotnik ten, choć o wielkiej sile, sam jeden jest krzywdzącym opisem doznań niesionych przez Liquidnight. Żeby w pełni opisać aromat stworzony przez Carlosa Benaim’a musiałbym użyć pewnie kilkuset innych wyrazów. Postaram się zatem napisać choćby namiastkę tego, czym pachnie Płynny Mrok.
Dark Street, Kazuyo Akimoto |
Pierwsze skojarzenie to kadzidło. Pół sekundy za nim pojawiają się układy scalone. Następna chwila niesie wrażenie ciepła. Niestety, Liquidnight jest, według mojego pojęcia, zapachem całkowicie offowym i awangardowym. Trudno jednoznacznie porównać go do innych perfum czy woni. Weźmy np. wrażenie ciepła. Rozgrzany aromat przypomina z jednej strony kuchenną woń przypraw, z drugiej – ciepło buzujących ciał. Łącząc te skojarzeniea mogę powiedzieć, że widzę dużego, pofalowanego czipsa paprykowego. Przekąska jest lekko tłustawa, pięknie zarumieniona, pokryta prawdziwą papryką. Pani karmi nim Pana. W tle słychać trzask drzew w kominku. Zza okna dobiega woń iglastych żywic i rozgrzanego runa. I zachodzę w pamięć, skąd ja znam ten obraz… Mam! Tak pachniały Like This. Te widoki odnalazłem też w My Oud, Sideris i Rejouissance…
Lecz Liquidnight jest w pewien sposób inny. Do tego pozornie frywolnego obrazu, za który odpowiada szafran, dokłada kłęby dymu. Drwa w kominku w żadnym wypadku nie są tu wystarczającym porównaniem, bo zapach ten przede wszystkim jest „kadzidlakiem”. Tony płonącego olibanum nie tworzą tu jednak katedralnych konotacji. Próżno szukać tu strzelistych iglic katedry w Reims. Bliżej A Lab on Fire do szczątków drewnianej kaplicy na dalekiej Syberii. Tym pokrętnym sposobem dochodzę do trzeciej podpory tych perfum. Moglibyście zapytać: „Dlaczego szczątków?”.
No to ja odpowiadam: „Bo była w zasięgu meteorytu tunguskiego”. W Liquidnight czuć stopione żelazo, czuć wielkie tony rozgrzanych metali. Pędzący meteoryt świetnie się zatem nadaje do przedstawienia perfum. Przy tym wszystkim nie jest to akord chemiczny, ani przesadnie grubiański. Czasami przedrze się przez warstwy kadzidła, ale generalnie trzyma się drugiego planu, tam gdzie Pani karmi Pana.
Całość nie ma, według mnie, budowy trójstopniowej. Liquidnight zmienia się na skórze w sposób mało przewidywalny, ale wszelki przetasowania odbywają się w gronie znanych akordów. To, co pachnie na początku może się ujawnić w końcówce. I zazwyczaj tak jest. Nie zdziwi mnie jednak, że pewne osoby mogę go odebrać wyłącznie jako iglaste kadzidło, a inne jako metalizowanego kolosa. Trzeba zatem testować.
Na sam koniec krótkie słowo o autorze tej kompozycji. To, wspomniany już, Carlos Benaim – twórca Jasmin Noir, Euphorii, Pure Poison czy Flowerbomb. Nie ma zatem, przynajmniej oficjalnie, na koncie żadnych niszowych kompozycji, a wręcz przeciwnie – robił zapachy np. dla Avonu. Tym bardziej doceniam kunszt i sposób, w jaki debiutował. Mogę przypuszczać, że Liquidnight jest pomnikiem braku rutyny – niszowy nos nie popełniłby czegoś tak dobrego, tak offowego i tak innego.
Nuty: kadzidło, drewno hinoki, szafran, wanilia, piżmo, bergamotka, limona, lawenda,
Rok premiery: 2013
Twórca: Carlos Benaim
Cena, dostępność, linia: za 60 mL wody perfumowanej zapłacimy 550 złotych
Trwałość: bardzo dobra, około 8-9 godzin