Bullion powstał w 2012 roku, ale wyłącznie jako limitowana, luksusowa edycja przeznaczona na rynek Bliskiego Wschodu (swoją drogą to lansowanie perfum dla szejków zaczyna już mnie mdlić). Teraz zapach zadebiutował na szerszych rynkach, również w Polsce. Inspirowane Orientem pachnidło mogłoby odnieść u nas sukces, ale myślę, że tak się nie stanie.
Połączenie hebanu, sandłowca, śliwki, skóry i osmanthusa to materiał na bestseller. Nos Byredo postawił jednak na niedbałe zmieszanie kilku pięknych składników licząc, że wyjdzie z tego ciemnooka piękność – przeliczył się. Bullion jest przede wszystkim chemiczny i to tak bardzo, że trudno podejrzewać go o przynależność do niszy. Owszem, jest też skórzany i śliwkowy, ale to określenia przychodzące do głowy dużo później. Skóra w Bullion nawiązuje do Baudelaire. Jest chimeryczna, dość mocno narzucająca się na nos i mało skórzana w klasycznym rozumieniu, choć trudno odmówić jej intensywności. Smaga nos dość mocno, ale bardziej pasem z nylonu niż pejczem. Równorzędnym graczem jest śliwa. Tu w wersji wytrawnej, nieco dymnej, ale bez robaka, ani wygrzanej słońcem skórki, a to już spory zawód.
Rozwój tych perfum polega na przejściu w bardziej słodkie, przypominające kisiel akcenty osmanthusa. Z tym, że syntetyczna skóra i dziwna śliwka zostają na miejscu też. Tracą jedynie trochę mocy. Kto nie lubi tego kwiatu uzna wiadomość o trwałości za wielką nowinę. Po 3-4 godzinach z Bullion nie zostaje najmniejszy ślad.
Nuty: czerwony pieprz, śliwka, skóra, osmanthus, heban, drewno sandałowe, piżmo
Rok premiery: 2013
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: 630 za 100 mL wody perfumowanej
Trwałość: kiepska, około 3-4 godzin