Tegoroczny duet Roberto Cavalli o nazwie Just Cavalli pojawił się w perfumeriach całkiem niedawno. O ciekawej wersji dla kobiet pisałem paręnaście dni temu. Dziś, zgodnie z zapowiedzą, biorę na panel wersję męską.
Zapach jest zaprzeczeniem sztuki perfumeryjnej. To bez wątpienia jedne z najbardziej traumatycznych, nijakich, wypranych perfum, jakie w życiu wąchałem. Przy nich nawet Davidoff Champion może być uznany za zapach dobry, a to już nie lada porównanie.
Roberto Cavalli Just Cavalli Him zionie samą chemią i to taką ostrą, prosto z jakiegoś reaktora, gdzie się nawozy sztuczne robi. Zapach jest tak tani i przypomina po prostu woń zakurzonego pyłu, pokrytego kurzem laboratorium, rzuconego w kąt fartucha lub przepełnionego worka od odkurzacza.
To zdecydowanie najsłabszy zapach, jaki w tym roku stanął na półkach perfumerii. MA-SA-KRA!
Perfumy te nie dostaną oceny 0 z jednego powodu. Nie chcę ferować takich krańcowych wyroków. Mogę Wam powiedzieć, że w moim życiu prawdopodobnie nie wąchałem słabszej kompozycji zapachowej przeznaczonej do używania w perfumach. Gdybym miał oceniać ją przez pryzmat zapachów przemysłowych (środki czystości, chemia gospodarcza), to wtedy ocena byłaby wyższa.
Nuty: wetiwer, pimento, skóra (nie czuć żadnej z nich, równie dobrze można napisać: róża, jaśmin, cytryna albo kadzidło frakońskie, labdanum paczula)
Rok premiery: 2013
Twórca: Domitille Bertier, Clement Gavarry
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa dostępna pewnie w kilku pojemnościach
Trwałość: po 5 godzinach poszedłem pod prysznic, ale zionąłem nim całkiem mocno