Czwarty zapach marki Bentley – Bentley for Men Azure – już jakiś czas temu pojawił się w Polsce. Przyznam, że nie byłem zbyt pozytywnie nastawiony do testów i stąd wynika spore opóźnienie w pojawieniu się tej recenzji.

Okazało się, że perfumy wcale nie pachną tak lazurowo jak można byłoby sądzić. Są przyjemne, cytrusowe i naprawdę męskie, przynajmniej na początku. Jednak trzeba mieć świadomość, że nie przypominają nawet w najmniejszym stopniu dwóch, wielkich braci (wersji EdP i EdT). Nie odnajdziemy tu żywic, rumu, palonego drewna. Bentley for Men Azure pod tym względem jest wonią zdecydowanie łatwiejszą i bardziej infantylną. A to już może być pewien zarzut.

Oficjalna reklama Bentley for Men Azure

Początek jest nasycony cukrem i nieco wodny. Słodka nuta cytrusów koresponduje z nutą owoców tropikalnych. Już na tym etapie zapach pobrzmiewa fartuchem laboratoryjnym, choć nie jest to element mocno zaakcentowany. I na dobrą sprawę ten start jest najbardziej „lazurowym” puzzlem całej kompozycji. Później perfumy stają się wyraźnie fiołkowe. Nieco haczą o klimaty odświeżonego Fahrenheita. Równocześnie na scenę wchodzi lawenda w pościelowej, ale niezbyt staroświeckiej formie. W tym momencie Azure jest już wyraźnie chemiczny. Następnie dochodzą do tego równie syntetyczne akordy kaszmiru i bobu tonka. Głęboka baza bez cienia wątpliwości może być nazwana laboratoryjną tragedią. Sama chemia i nic więcej.

Bentley for Men Azure na tle bardzo sugestywnych braci prezentuje się mizernie. Początek jeszcze się bronił. Był ciekawy i widać było w nim jakiś pomysł. Później z Bentleya zrobiono pachnidło rodem z półki „sport”. I wyszło jak wyszło…

Nuty: bergamotka, mandarynka, ananas, fiołek, papryka, herbata, bób tonka, lawenda, szałwia, drewno kaszmirowe
Rok premiery: 2014
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: zapach dostępny jako woda toaletowa w pojemności 60 i 100 mL
Trwałość: bardzo dobra, około 9 godzin