
Opisywanie męskich perfum (nowości) to trudna dla mnie sprawa. Są tak nudne, że popadam w melancholię w świecie realnym.
Stąd pomysł, że zacznę opisywać męskie klasyki, które nie dość, że są o nieba ciekawsze, to i przystępniejsze cenowo. Zanim jednak do tego się zabiorę kilka słów o Dolce&Gabbana K. To „K” to pewnie od angielskiego „king” (po polsku „król”, więc logika jest zachowana).
Początek jest w miarę przyjemny, cytrusowy z wyraźną nutą szałwii. Cytrusy mają wydźwięk nie tylko cytrusowy, ale też owocowy. Czuć, że są dojrzałe, i że w formule użyto jakichś molekuł w stylu jabłka czy arbuza (ale to ledwie cień).

Później wkraczamy w obszary drewienkowo-zakurzone – w stylu Sauvage, Invictus, Wood Essence i całej tej reszty. Mam wrażenie, że Dolce&Gabbana K pachnie nieco gorzej od swoich rywali. Więcej tu ugładzonego, zleżałego kurzu i syntetyków.
Zastanawiam się, dlaczego tak rzadko obcujemy z męskimi perfumami, które są wybitne. Był Dunhill Icon, był Givenchy Gentleman Cologne, był klasyczny Bentley czy nawet seria L’Homme Ideal, która się z tej beznadziei wyróżniała.
Idea trzech zbiorniczków, z których miesza się męskie perfumy jest bardzo trafnym przedstawieniem obecnej sytuacji. A trwa to zresztą od lat.
Opinia końcowa o perfumach Dolce&Gabbana K
Biorąc pod uwagę marketing marki jestem pewien, że K okaże się wielkim hitem sprzedażowym. Natomiast pod względem zapachowym to kolejny klon klona, którego nie będę w stanie zapamiętać.

Kampania perfum Dolce&Gabbana K
Twarzą K został włoski influencer – Mariano di Vaio.

Zdjęcia i informacje oficjalne z dolcegabbana.com



