Nie znam się na języku francuskim, lecz zakładam, że nazwę tę można przetłumaczyć jako: „Cień Cudów”.
Cudowna seria marki Hermes od zawsze była jedną z moich ulubionych, ponieważ charakteryzował ją olbrzymi ładunek oryginalności. I jeśli pamięć mnie nie myli, nie było w niej żadnych słabszych punktów. Hermes L’Ombre des Merveilles też nim nie jest, ale wypada bardzo odmiennie od pozostałych perfum tej rodziny.
Jest to kompozycja przede wszystkim drzewna i herbaciana. Gdybym miał ją porównać do innego bohatera hermesowego uniwersum, to byłby to Eau de Citron Noir. Zresztą też został zrobiony przez Christine Nagel po tym, jak Francuzi w nie do końca jasnych okolicznościach pozbyli się Jean-Claude’a Elleny.
Nie dzieją się tutaj, pardoksalnie, żadne cuda. Obraz, choć ciekawy, jest w miarę stateczny. Załóżmy, że mamy kubek, na którego dnie znajduje się wiele liści czarnej herbaty. Mokrych, oczywiście. Tym sposobem otrzymujemy mocną esencję, która pokrywa liście, ale wody jest na tyle mało, że nic tam nie pływa.
L’Ombre des Merveilles gra na takiej kanwie. Czasami z fusów wyrośnie młody, zielony listek. Czasami pojawi się kryształek cukru. Niekiedy kompozycja wejdzie w tony słonawe, innym razem metaliczne. Zdarza się, że cukier połączy się z metalem tworząc kroplę cytrusowego soku. Jest też możliwość, że ktoś miejscowo podgrzeje nasze fusy do tego stopnia, że puszczą subtelny dymek. Wszystko rozgrywa się w jednej scenerii.
Do tego trzeba dodać, że obrazy te widzimy z daleka. To sprawia zaś, że Hermes L’Ombre des Merveilles nie gra jak mocarz, nie rzuca nami o podłogę, ani nie miażdży nosów słoniową stopą (słonie chyba nie mają stopy?). Efekt końcowy jest taki, że te obrazy grają w sposób przyjemny, maistreamowy i nie tak niezwykły jak pozostałe kompozycje serii. Natomiast nie jest to żaden dyshonor.
W poczet bezdyskusyjnych zalet zaliczam naturalną, logicznie związaną z początkiem bazę.
Opinia końcowa o perfumach Hermes L’Ombre des Merveilles
W kategorii perfum herbacianych to mocny zawodnik. Jeśli chodzi o poziom ekscentryczności to postawiłbym go wyżej od Eau de Citron Noir, lecz poniżej rodziny Merveilles. Jest to bez wątpienia jedna z ciekawszych tegorocznych premier.