To zapach, na którym ugrzęzłem. Tak bardzo nie chciało mi się pisać na jego temat, że przez tydzień to odwlekałem.
O rodzinie Dolce mam zdanie średnie, ale poprawiające się w czasie (ale zaczęło się od raczej słabego klasyka Dolce EdP). Wynika to stąd, że ostatnie wariacje miały jakiś interesujący pierwiastek, choć cały czas do wyżyn sztuki perfumeryjnej mieliśmy stamtąd daleko. W przypadku Dolce&Gabbana Dolce Rose znowu spadamy w przepaść. To infantylna, chemiczna róża w wersji słodko-owocowej. Róże tego typu mogą być, co jasne, ciekawe, ale w tym wypadku jest to motyw żywcem wyjęty z jakichś poślednich perfum za 50 złotych.
Każdy etap jest tak słaby, że aż szkoda zużywać palców, żeby o tym pisać.
Opinia końcowa o perfumach Dolce&Gabbana Dolce Rose
Stąd nawet nie mam ochoty się rozpisywać. Szkoda czasu na testowanie. Recenzję jednak odhaczam jako „zaliczoną” i przechodzę do czegoś znacznie ciekawszego…