Dzisiaj króciutko
Trussardi Riflesso Blue Vibe Limited Edition wpadło w moje ręce przypadkiem. Nie odnotowałem nawet tej premiery wcześniej, ani nie miałem w planach recenzenckich. Jednak jak już przetestowałem, to kilka słów napiszę.
Pierwszy test zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Psik z flakonu i na skórze mamy pachnidło z niestandardowym wstępem. Jest drzewnie, przyprawowo, a jednocześnie sporo tu kręcących w nosie cytrusów. Całość ma przy tym naturalną formę, co w tej kategorii perfum nie zdarza się często. Co więcej, nutą główną jest tu geranium, które w męskich masowych kompozycjach wypada jak popłuczyny kurzu, a w Riflesso Blue Vibe unika tych skojarzeń. Jest ziołowe, nieco zielone i może się podobać.
I tak przez do trzydziestej minuty jest naprawdę nieźle. A później to już masakra mainstreamu i nic ciekawego. Wszystko staje się płaskie, chemiczne, zakurzone i bez życia. Po godzinie nie można tych perfum odróżnić od setek innych premier, nawet takich ze średniej i niskiej półki.
Opinia końcowa o perfumach Trussardi Riflesso Blue Vibe Limited Edition
Taka jednostrzałowa premiera… Raczej bez związku z klasycznym Riflesso.