To zapach z kategorii tych, o których pogardliwie mówimy, że nie są warte swojej ceny ze względu na rodzinę, do której przynależą
Perfumy Armani Prive The Yulong to bowiem woń herbaciana, świeża, rześka. Nie zmienia to jednak faktu, że w swojej kategorii może być rozpatrywana jako jedna z ciekawszych wariacji. Przede wszystkim chodzi o to, że czuć tu absolutną dominację akordu herbacianego, a inne nuty pozostają tłem. Jednocześnie w samym obszarze herbacianym dzieje się sporo. I właśnie ta cecha sprawia, że jedną z ostatnich nowości marki Armani oceniam wysoko.
Herbata gra ciekawie. Czuć zarówno w niej zieleń świeżych listków, aromat zroszonych deszczem, zdrewniałych łodyg. Mamy herbatę z cytryną na początku, a później czarną jak smoła esencję. W końcu miga przed nosem też wrażenie wędzonej herbaty, choć ilość mrocznych wątków w The Yulong jest ograniczona. Wychodząc poza spis nut, ale trzymając się herbacianej konwencji, mógłbym zgadywać, że użyto tu też nuty kardamonowej i imbirowej, które dodają kolejne wartości do gry akordu głównego. Kompozycja cały czas przechylona jest w stronę świeżości, ale nie wchodzi w obszary tanie. Pomijam sytuację, w której komuś każde perfumy herbaciane tak się kojarzą, bo w takiej sytuacji propozycja Armani Prive jest na straconej pozycji.
Na początku akord herbaciany wzbogacony jest cytrusami, a w bazie tonami piżmowo-drzewnymi. Nie jest to nic oryginalnego, ale w kontekście osadzenia w roli głównej herbaty, nie powinno dziwić. Dzięki temu The Yulong pozostaje wierny nucie tytułowej. Co więcej, nawet po 5-6 godzinach wciąż wiadomo, że to woń herbaciana. Baza nie razi chemią, a w zasadzie zredukowaną ją do minimum.
Opinia końcowa o perfumach Armani Prive The Yulong
Perfumy herbaciane są w tej skrzywdzonej grupie, która zawsze będzie niedoceniana. Natomiast trzeba uczciwie przyznać, że to bardzo, bardzo dobra pozycja w tej rodzinie. I o oszałamiająco naturalnym brzmieniu.