Jak pachnie zwycięstwo?
Invictus swoje lata już ma, ale należy do typowych przedstawicieli zakurzonych drewniaków (przy tym nie jest całkiem beznadziejnym przedstawicielem rodziny), więc na rynku trzyma się nieźle. Nowa wersja – Paco Rabanne Invictus Victory – nie ma z nim zbyt wiele wspólnego. Z rodziny zakurzonych drewniaków przesuwamy się bowiem w stronę słodziaków-ulepiaków.
I tutaj recenzja w zasadzie może się skończyć. Jest to bowiem kolejny nudny, wtórny zapach, w którym dominuje nuta syntetycznej tonki i wanilii z lawendą. To akord, który był już w tysiącach męskich premier – sprzedaje się, więc cały czas robią tego typu kompozycje na każdej półce cenowej.
Opinia końcowa o perfumach Paco Rabanne Invictus Victory
To porażka, nie zwycięstwo. Zapach, który ginie wśród setek innych o niemal takim samym spisie nut. Zero oryginalności. Czyste powielanie schematów. W dodatku kompozycja razi syntetycznością (co jest normą w tej grupie).