Przy okazji zmiany flakonów pojawiły się też nowe kompozycje w portfolio hiszpańskiej marki.
Loewe 7 Cobalt to zdecydowanie najbardziej oczekiwana z nich. Zapach miał być inspirowany najdalszymi zakątkami kosmosu. Być może marketingowcy nie zdawali sobie sprawy, czym naprawdę pachnie kosmos (jeśli już pachnie, bo większość kosmosu jest bezwonna – jest próżnią). Teraz nie mogę znaleźć tego wpisu, ale jestem pewien, że był na blogu. W skrócie – kosmos pachnie siarkowodorem, czyli ma aromat zgniłych jaj.
Praktyka pokazuje jednak, że Loewe 7 Cobalt ma pewne wątki znane z kadzidlano-molekułowego klasyka, ale nie są to perfumy aż tak charakterystyczne. Wyraźnie czuć, że nowość została popchnięta w stronę trójkąta męskich pachnideł. Mówiąc wprost: dodano tu wątków sportowych i zakurzono-drzewnych. Całość jest dość chłodna w odbiorze i mimo wszystko nie poraża syntetykami. Z tego powodu słusznym będzie napisanie, że to taki miks klasyka z jakimś pachnidłem rodziny Hugo, np.: Hugo Now.
Opinia końcowa o perfumach Loewe 7 Cobalt
To próba nadania klasykowi letniego, bardziej przystępnego wydźwięku. Z komercyjnego punktu widzenia to na pewno słuszna decyzja. Samo wykonanie też nie jest złe, bo mimo masowego charakteru, wersja Cobalt gra na skórze i nie jest dramatem. Natomiast fani pierwowzoru lub np. odsłony Anonimo będą zawiedzeni.
Kampania perfum 7 Cobalt
Wszystkie zdjęcia i informacje oficjalne pochodzą ze strony loewe.com