W jednym z komentarzy wspomniałem, że nowa kolekcja włoskiej marki nie zrobiła na mnie wrażenia, choć oczekiwałem czegoś na miarę hermesowych „Ogródków”
Salvatore Ferragamo Savane di Seta ma pachnieć niczym rozgrzana słońcem sawanna. Sandałowiec? Irys? Ziarna marchewki? Nic z tego nie wchodzi na główną scenę, choć to właśnie takie nuty marka deklaruje w oficjalnym spisie. W zamian za to otrzymujemy aromat cytrusowy otoczony tonami syntetycznymi, które chyba mają imitować irysa i drewno. W praktyce tonów sandałowych czy irysowych nie poczujemy, ponieważ cytrusy są wyczuwalne przez cały czas, a otulina pachnie w zasadzie jak oranżadka w proszku.
Efekt nie jest jednak zły, ponieważ perfumy musują, wibrują i same w sobie nie są złe. Doceniam fakt, że perfumiarze próbowali przedstawić cytrusy w jakiejś nowej formie. Wadą tego obrazu jest uciążliwość podczas upałów. Savane di Seta to nie radosna mgiełka zielonych cytryn, a raczej gazowany syrop.
Opinia końcowa o perfumach Salvatore Ferragamo Savane di Seta
Nie wiem, z czego wynika deklarowany spis nut, ponieważ w życiu nie zgadłbym, że irys, nasiona marchwi lub sandałowiec występują w tej wodzie. Dla mnie to kompozycja pomarańczowo-cytrynowa, może z nutą limoncello. Mimo dużej syntetyczności jest ciekawa, więc warto ją poznać.