Z odmętów beznadziei na piedestał letnich zapachów
Już zeszłoroczna limitowanka – Forever – zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie. Teraz, Dolce&Gabbana Light Blue Pour Homme Italian Love dorzuca jeszcze trochę zalet (i dwie wady), choć jest bardzo podobny do swojego bezpośredniego poprzednika. Niemniej, efekt jest tym większy, że przez lata te edycje szorowały po chemicznym i tragicznym dnie.
W tym roku nutą główną po raz drugi jest grejpfrut. Bardziej kwaśny niż słodki, ale trzymający jednocześnie balans. I nie będę marnował czasu na dokładniejsze analizy, ponieważ jeśli ktoś wąchał Forever, to nowa wersja jest zbliżona.
Różnice są według mnie dwie. Italian Love ma bardziej kompleksową nutę cytrusową, więc może się wydawać odrobinę mniej grejpfrutowe. Część sceny, choć nieznaczną, zagarnęły inne owoce. Druga, znacząca więcej różnica, to zmiany w etapie serca i bazy. Tutaj pojawiają się akordy metaliczne rodem z niebieskiego lub czerwonego Lacoste Pour Homme (te wycofane już – mówię o tych, których zamiennik jest w Biedronce i pachnie dobrze). I to nie jest wada. Dzięki temu molekułowemu efektowi zapach Dolce&Gabbana zyskuje przestrzeń, a sam grejpfrut staje się nieoczywisty. Takie zagranie składnikami syntetycznymi wymaga sporych umiejętności. W najgłębszej bazie może metal staje się nieco płaski, ale i tak nie jest źle. W odróżnieniu od wersji Forever nie poczujemy wetiweru w naturalnej formie, mimo że w składzie jest deklarowany.
Jeśli chodzi akord bazowy, to samo wprowadzenie wątków metalicznych w takiej formie uważam za plus. Szkoda tylko, że zabrano te naturalne składniki, które stanowiły o sile edycji zeszłorocznej.
Opinia końcowa o perfumach Dolce&Gabbana Light Blue Pour Homme Italian Love
Bardzo dobry zapach na lato. Polecam testy, bo zapach ma to coś, żeby się spodobać. Może za rok Dolce&Gabbana wypuści zapach, który połączy największe zalety Italian Love i Forever, i wtedy ocena wystrzeli w górę… Bo potencjał jest!
Pozwalam sobie zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię – mimo że Italian Love jest wodą toaletową, to na mojej skórze utrzymuje się dłużej niż Forever. To jest ten dobry przykład, że nie zawsze stężenie zapachu ma decydujący wpływ na trwałość. W przypadku Forever baza była w dużej mierze naturalna i stąd szybciej uleciała niż metaliczny akord Italian Love.