Nowa kolekcja L’Atelier Opus 2 na pewno zadowoli fanów mocniejszych, niszowych brzmień, jednak nie o wszystkich zapachach uda mi się napisać ze względów czasowych
L’Atelier Leather Black KNight na oddzielną recenzję jednak zasługuje. To skóra bardzo niedosłowna i niestandardowa. Zaskakuje bitumicznym, asfaltowo-benzynowym początkiem. Trochę przypomina Cuir Andalou. Jest jednak nieco cieplejsza, wygrzana przyprawami i kręcąca w nosie. Ma też niuans zimnego metalu, coś co przypomina wątek krwisty – może on pochodzić od akordu atramentu, który w piramidzie nut jest deklarowany. Całość sprawia, że Leather Black KNight już od pierwszych chwil robi bardzo pozytywne wrażenie. Zaskakuje kontrastami.
Z czasem przechodzi w bardziej klasyczny aromat skóry, ale cały czas podbity efektami początku. Pojawia się też pewna doza korzennej goryczy – to jednak tylko stadium pośrednie. Po nim rozpoczyna się kolejny etap, w którym aromat bitumicznej skóry gra obok kakao. To nuta nieco truflowa, wytrawna, ziemista, o wyraźnym paczulowym twiście. Absolutnie jednak bez wchodzenia w obszary smakowite-gourmand. Znajdziemy tony spalonych irysów z elementami dymu palonych, suchych liści. Przemycona, niewielka ilość słodyczy nadaje dodatkowo bazie bardziej komfortowego wydźwięku. Nie poczujemy tam żadnych tanich, zakurzonych nut, co również zbiera dodatkowe plusy.
Co więcej, w perfumach tych doświadczymy wielu chwilowych wrażeń, których nie wytłumaczymy oficjalnym spisem nut. Jednym z nich jest odczucie apteczne, a’la maść z witaminą A, później coś pudrowo-talkowego, a nawet palona pomadka obtoczona w sadzy ( jak w Givenchy Gaiac Mystique)
Opinia końcowa o perfumach Leather Black KNight
Myślę, że to najbardziej dopracowana i najciekawsza ze wszystkich kompozycji marki L’Atelier. Serge de Oliveira wyczarował świetne perfumy dla koneserów skóry.