Cuir Andalou to zapach, który z całego portfolio marki Rania J zrobił na mnie największe wrażenie
To aromat nie tyle skórzany, co żywiczno-przyprawowy (z dodatkiem skóry) z genialnie poprowadzonym wątkiem bitumicznym. Pamiętam, że pierwszy raz aromat asfaltu poczułem w Bvlgari Black – miałem wówczas koło 16 lat i było to doznanie nieziemskie. Z Cuir Andalou historia potoczyła się podobnie. Psik, psik… i jesteśmy na brzegiem Jeziora Asfaltowego w Trynidadzie. W tym miejscu zakładam, że niektórzy poczują woń benzyny, inni smarów, a jeszcze inni podkładów kolejowych w upalny dzień. Efekt naprawdę robi wrażenie i w praktyce wynika z gry oudu oraz innych drzewnych składników.
Na pewno są to perfumy ciepłe. Może nie teleportują nas na środek Sahary, ale te 20-30 stopni zapewniają od początku do końca swojej gry. Z czasem tracą bitumiczne wątki, a nabierają drzewności. Zaczynają kręcić w nosie przyprawami, a same niuanse drzewne prezentowane są jako oszlifowane kawałki zwęglonego drewna. Zapach jest momentami tłustawy jak sadza. Odnalazłem w nim ten sam aromat spalonej szminki, który pojawiał się w Givenchy Gaiac Mystique. Magia! Do tego dochodzi pewna doza kręcących w nosie przypraw, ale też jakby wysypanych na rozgrzane tory albo, słuszniej powiedzieć, zamkniętych w metalowych wagonie.
Podczas noszenie globalnego do nosa co rusz dochodzą subtelne wstęgi tej kompozycji i wszystkie te wrażenie naprawdę można poczuć. Kompozycja ma jednak mniejszą siłę niż Ambre Loup czy Oud Assam. Nie jest agresywna poza frakcjami początkowymi. Z czasem nabiera wręcz elegancji.
Opinia końcowa o perfumach Rania J
Skóra, ale z bardzo ciekawie poprowadzonym wątkiem oudowym. Myślę, że nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że jest to zapach jedyny w swoim typie. Mimo podobieństwa nut zupełnie nie jest podobny do Baikal Leather.