Kolejną, trudno powiedzieć którą już wariacją na temat Idole de Lancome jest odłona Nectar
W obliczu mnogości tych różnych wersji umknęła ona mojej uwadze i z tego powodu piszę o niej dopiero teraz. Na pewno nie jest rewolucją w swojej rodzinie, ale też nie stanowi prostej kopii któreś z poprzednich interpretacji.
Początek przypomina różowe kwiaty na paczulowej bazie, czyli coś, co znaliśmy z wersji L’Intense, ale też Lovely czy kolekcji Narciso Rodriguez for Her. Dopiero w następnym etapie ten złożony akord kwiatowy nabiera bardziej konkretnej, różanej formy. We wstępnych fazach raczej utrzymany jest klimat roślinny, żywy, a nawet zielony. Gdzieś w tle migają motywy róży kwiaciarnianej, wilgotnej. Każda kolejna sekunda przybliża jednak obrazy słodsze, coraz bardziej konfiturowe. To zaleta, ponieważ zmienność wątku różanego zaskakuje, a sama konstrukcja wymagała z pewnością sporo pracy i perfumiarza o dużych umiejętnościach.
Później mamy wejście w obszary mniej naturalne, bardziej landrynkowo-cukierkowe. Tutaj poziom naturalności szybko maleje, a rośnie inwazyjna słodycz. I również w tym momencie dochodzimy do szczytowego momentu mocy perfum Lancome Idole Nectar. Później kompozycja gaśnie i zbliża się do obszarów pierwowzoru. Traci animusz, a na wierzch wychodzą tanie i bezbarwne utrwalacze i proste molekuły imitujące kwiaty. Na tym etapie to perfumy pachnące jak niska półka. Wszystko staje płaskie i bez wyrazu…
Opinia końcowa o perfumach Lancome Idole Nectar
Bogaty i dopracowany początek nie jest w stanie obronić całej kompozycji, która po 2 godzinach pachnie jak perfumy z niskiej półki.