Kwestią czasu był debiut flankera koronnej nowości Lancome z ubiegłego roku
Tym sposobem doczekaliśmy się perfum Lancome Idole L’Intense, które w kontekście lekkości klasyka są oczywistym krokiem. Cieszę się, że twórcy kompozycji nie poszli po linii najmniejszego oporu i nie tylko dodali mocy, ale też poprawili całość formuły. Nowość prezentuje się bowiem znacznie ciekawiej od pierwowzoru. Jest zatem nie tylko intensywniejsza (jak sugeruje nazwa), ale też lepsza – i to w każdym znaczeniu tego słowa.
Gdybym wąchał duet w ciemno, to pewnie nie zgadłbym, że należą do jednej serii. Pierwowzór klimatem zbliżał się do lekkich kwiatówców w stylu Dior J’adore. Tutaj ciężar przenosi w obszary Sarah Jessica Parker Lovely lub Coco Mademoiselle. Pierwszą cechą Lancome Idole L’Intense, którą poczujemy nawet bez czytania spisu nut, jest kreacja akordu paczuli. Paczula w tej wersji jest kanwą, na której wszystko gra. Jej odsłona jest jednak czymś pośrednim między dwiema kompozycjami wymienionymi powyżej (SJP i Chanel). Absolutnie nie jest to paczula piwniczna, ziemista, ale też nie jest kakaowa czy słodko-infantylna. To obraz paczuli chłodnej, ale bez zejścia do zamkowych lochów na ziemniaki.
Akord kwiatowy jest najsłabszą częścią Lancome Idole L’Intense, ponieważ prezentuje się dość miałko. W tym aspekcie przegrywa wyraźnie z konkurencją z poprzedniego akapitu. Jest jednak i tak bogatszy od tego, co zaprezentowano w klasyku. I tutaj trudno coś więcej napisać – to po prostu nudne złożenie róży i jaśminu w formach syntetycznych.
Do plusów zaliczam jednak to, że baza nie zionie chemią. Jest to o tyle zaskakujące, że formalnie zadeklarowano wiele nut syntetycznych. Zagrano nimi jednak tak dobrze, że odbierałem tę kompozycją jako przyjemną i ciekawą nawet po 6-8 godzinach od aplikacji. I powiem więcej – czuć tam wciąż paczulę, którą czułem w pierwszej sekundzie po aplikacji. Unikamy do tego przykrych skojarzeń z wanilią czy tanią, męską perfumerią. Zapach wręcz muska klimaty wyczarowane w Narciso.
Opinia końcowa o perfumach Lancome Idole L’Intense
Przyznam, że jest to dla mnie bardzo pozytywne zaskoczenie. Oczekiwałem porażki, a otrzymałem kompozycję logicznie wzmocnioną i poprawioną. Może nie jest to dzieło sztuki na miarę Lovely i Coco Mademoiselle, ale na pewno warto ten zapach poznać i samemu ocenić.