Dzisiaj o drugim zapachu z kolekcji Atelier Versace
Tabac Imperial to woń dość specyficzna, ponieważ nuta tytułowa – tytoń – wcale nie gra na pierwszym planie. To złożona kompozycja, w której po teście w ciemno poczujemy paczulę, nieśmiertelniki i jakiś akord przypominający ziołową nalewkę. Na pewno nie powiem, że to perfumy podobne do Tobacco Vanille, Tabac Rouge i tym podobnych mikstur, choć też ma spory zasób cukru.
Początek jest puchaty, miękki i żywo przypomina słodką paczulę z Dolce & Gabbana The One Gentleman. Podobnie akord ten zagrał w butikowych Givenchy Enflamme. W tym momencie trudno powiedzieć, że to woń trudna lub bardzo offowa. Podejrzewam, że kompozycja zrobiłaby furorę na półkach selektywnych. Jednocześnie ten przyjemny start sprawi, że wielu fanów niszy zrezygnuje z zabawy z Tabac Imperial, ale później, po około 30 minutach, produkt staje się znacznie bardziej złożoną kompozycją.
Pachnie ziołowo, trochę jak stara apteka, a trochę jak pijalnia absyntu. Pojawia się akord butwiejących ziół, a cukier ma formę szortką, ostrą i wprowadza pewną agresję do perfum. Mamy też akord przydrożnego pyłu, z którego słynie absolut kocenek (nieśmiertelników). I ten bogaty obraz towarzyszy nam już do końca. To sprawia, że Tabac Imperial odbieram jako woń dwuetapową. Pierwsza faza jest paczulowa z dodatkiem ciepłych, lekko słodkich i delikatnie skórzanych żywic, a druga to gra tonów ziołowych, absyntowych o znacznym skomplikowaniu.
Opinia końcowa o perfumach Atelier Versace Tabac Imperial
Bardzo oryginalne potraktowanie tematu tytoniu. Na pewno warto poznać ten zapach, ponieważ pozornie ugładzony początek skrywa znacznie ciekawsze serce i bazę.