„Irys pomiędzy wodą a lodem”
W teście bez czytania spisu nut nie powiedziałbym, że Sisley L’Eau Revee d’Alma to perfumy irysowe. Natomiast żywo przedstawiają obraz zmrożonej zieleni kwiatów. Moje skojarzenia wędrują w kierunku tulipanów, ponieważ ich zapach jest lekko-kwiaciarniany, pyłkowy, bez tonów słodkich i słonecznych. Przynajmniej tak pachniały tulipany na działce mojej babci.
Istotne jest też to, że w kompozycji Sisley bardzo mocno zaakcentowano „liściastość”. Efekt ten jest zasługą bazylii i wetiweru, które grają świetnie. Fani O de Lancome powinni zatem przetestować L’Eau Revee d’Alma. Co więcej, perfumiarz przeciągnął efekt ziołowości do serca i, w mniejszym stopniu, do bazy, co też wymaga pewnych umiejętności. Mimo że w spisie nut znajdziemy jaśmin, różę i cyklamen, to gra tych kwiatów nigdy nie staje się dominującą w kompozycji.
Jedynym dyshonorem jest fakt, że w ostatniej partii Sisley funduje nam coś chemicznego, taniego, rodem ze świeżych perfum niskiej półki. To coś jak połączenie popularnych syntetyków piżmowych, kwiatowych, może drzewnych. Natomiast nie trwa to długo. W ogóle cała przygoda z zapachem jest zredukowana do 2-3 godzin, z czego dwie godziny są naprawdę ciekawe, a dopiero końcówka szybko traci na jakości.
Opinia końcowa o perfumach Sisley L’Eau Revee d’Alma
Słyszałem, że zapach ten jest nowym wcieleniem dawnej „Dwójki” Sisley’a, ale sam nie jestem w stanie tego potwierdzić. Kompozycyjnie to ciekawa interpretacja zmrożonej zieleni kwiatowego listowia, choć słabsza niż mszysta L’Eau Revee d’Isa.