Brytyjska marka również przygotowała nowość na rok 2023
Perfumy Clive Christian Town & Country to opowieść o ziołach w ciekawej formie. Nutą dominującą, od początku do najgłębszej bazy, pozostaje szałwia. Niesie ona zarówno ładunek zieleni, jak i pewnej ogrzanej metaliczności i ambitnej słodyczy. Ma przy tym naturalną formę, co jest dla mnie bardzo istotne.
Kompozycja ma cytrusowe, wytrawne otwarcie. Pachnie wówczas gorzko. Posunąłbym się do stwierdzenia, że mamy tam rozgryzione pestki cytrusów, którym towarzyszy nuta czegoś drzewnego, nieco zielonego. To pewnie jałowiec, ale taki z kroplą niuansu sosnowego. Efekt przypomina mi męski akord drzewny, który poznać mogliśmy w twórczości Roja Dove (Apex czy Manhattan).
Później wyłania się z tego bardziej klasyczny akord ziołowy. Wzrasta poziom cukru, choć nieznacznie. Wyraźnie widać miękkie kadzidło na tle akordu szałwiowego. W tym momencie perfumy mogą być określone jako klasycznie męskie, zielone i eleganckie. Poczujemy w nich też odświeżające tony cytrusowo-herbaciane, które w sercu są równowagą dla pojawiającej się słodyczy.
Z czasem Clive Christian Town & Country coraz bardziej zmierza w kierunku kompozycji mononutowej z dominacją szałwii. I tutaj dochodzimy do bodaj największego błędu perfumiarza, jakim jest nieco przedawkowana molekuła Cashmeran. Każda sekunda przynosi jego większe stężenie, choć nie detronizuje on szałwii. Niestety, sprawia, że Town & Country traci swoją kosmiczną szlachetność i zaczyna kojarzyć się z męskimi premierami mainstreamu. Mocnym elementem pozostaje jednak ziołowy trzon, więc o porażce absolutnie nie może być mowy.
Opinia końcowa o perfumach Clive Christian Town & Country
To bardzo dobrze zmieszana mikstura, która może spodobać się fanom szałwii i generalnie męskiej zieleni. Z tym, że polecam ją testować nie podczas upałów, bo w gorącej aurze może nieco zmęczyć swoją późniejszą fazą.