W moim notatniku recenzja ta leży napisana już trzeci miesiąc i dopiero dziś zabrałem się za jej przelanie w formę posta
Na szczęście, Coach Green to nie jest typowo letni zapach, choć faktycznie jest zielony. Jest przeszyty zielenią, ale w formie nie wprost wypowiedzianej. Mamy tu element leśny, trochę choinkowy. Na początku kompozycja iskrzy, jest musująco-owocowa, chemiczna, ale w ciekawym stylu. Może kojarzyć się z listowiem owocowym drzew. Wszystko przełamane jest istotną, ale nie za dużą dozą cukru.
Kojarzyć może się z klasykami w typie Dior Sauvage (to przez geranium i drewno), ale też z zapachami nieomal niszowymi jak Cartier Luxuriance – to przez realny rozmaryn, który pewnie odpowiada za skojarzenia z choinką, kadzidłem i drewnem. Zresztą gdzieś w sercu Coach Green pojawia się nawet coś podpalanego, żywicznego. To kolejny plus. W drugim „rzucie” akordu serca na scenę wychodzi geranium, ale na szczęście nie towarzyszą mu składniki tanie, przykurzone czy nadmiar jakiś imitacji piżmowo-ambrowych.
I choć Marie Salamagne deklaruje użycie syntetyków mchu w bazie, to zapach ma tę bazę zrobioną bardzo dobrze. Czuć, że powstała z pomysłem, a nie jest kopią setek innych męskich premier. Pachnie ciepło, drzewnie, z przemyconymi elementami ziołowego serca. Owszem, nie jest to 100% natury, ale nawet na tle znacznie droższych, męskich premier wypada ponadprzeciętnie.
Opinia końcowa o perfumach Coach Green
Bardzo ciekawa i zapadająca w pamięć męska premier. Może nie aż tak jak Brioni Eau de Parfum Essentiel, ale na pewno warto ją poznać.