Oud te temat trudny, ponieważ większość marek przedstawiła już swoje interpretacje i niełatwo znaleźć coś, co zaskakuje wąchającego
Juliette Has A Gun In the Mood for Oud to wersja dość klasyczna. Należy do nurtu oudów suchych i wytrawnych, łączonych z cypriolem (papirusem). I choć olejek papirusowy jest tu z pewnością naturalny to niesie ze sobą skojarzenia z czymś papierowych i zakurzonym. Nie każdej osobie musi to odpowiadać, ale jednocześnie potęguje wytrawny, szorstki charakter kompozycji.
Na samym początku tony agarowe są złożone. Mamy pewne ilość zwierzęco-skórzanych nut. Do tego pewną smolistość i drzewność. Całość prezentuje się powyżej średniej, choć nie brzmi to jak oud naturalny. Pod tym względem wypada znacznie „biedniej” niż choćby recenzowane dwa dni temu Givenchy Feux Semblant. Spektrum zapachowe jest też wyraźnie przesunięte w stronę nadpalonego drewna, a nie w stronę smolistą czy zwierzęcą. To z pewnością pewne ułatwienie w odbiorze perfum.
Później pojawia się coraz więcej słodyczy. Przez moment muskamy klimaty malinowej skóry, a’la Tuscan Leather. Jeszcze dalej, zamiast oudu zostają na scenie jakieś oudopodobne molekuły, którym wtóruje nuta proszku waniliowego do ciasta, kurz i słodziki.
Opinia końcowa o perfumach Juliette Has A Gun In the Mood for Oud
Przyzwoity zapach, ale raczej nie do zapamiętania. Wygląda trochę tak jakby perfumiarz chciał w jednej butelce połączyć wszystkie pomysły na oudowe perfumy: i smolistość, i wytrawność, i słodycz, i owocowość. Mogłoby to wyjść lepiej, gdyby użyto lepszych składników. A tutaj mam wrażenie, że wszystko jest syntetyczne, z oudem na czele.