Lato to nie czas nowości
Sięgam zatem znowu po perfumy, których nie zrecenzowałem od razu po premierze. Dzisiaj więc o Guerlain Neroli Plein Sud. Jest to jeden z nielicznych zapachów tej marki bez bożej iskry. Nie odmawiam mu jakości, przynajmniej w kwestii tytułowej ingrediencji. To bowiem neroli ostro-świeże, kolońskie, w typie Neroli Portofino. Wciąż szukam neroli idealnego. Wyobrażam sobie je jednak inaczej, słodko i zawiesiście – jak zapach wnętrza ula pszczół, które zbierają pyłek z pomarańczowych drzew… I takiego nie znalazłem póki co.
Przyznam też, że miałem możliwość bardzo dokładnego poznania tej kompozycji, ponieważ dysponowałem dużą ilością perfum. I nie zauważyłem w niej niczego wartego uwagi. Choć spis nut sugerował, że może to być joker w świecie neroli, to zapach jest zdominowany przez koloński kwiat pomarańczy. Zamiast liściastej zieleni mamy liście zasuszone, trochę zestawione z jakimiś mdło-zleżałymi tonami słodyczy-przypraw-drewna. Neroli Plein Sud wydaje się martwy. Kolońska twarz też nie ma energii. Jej iskry pochodzą z niemal rozładowanego powerbanku, a nie elektrowni atomowej jak u Forda.
W bazie pojawia się akcent wetiweru i cień czegoś a’la Terre d’Hermes. I to tyle.
Opinia końcowa o perfumach Guerlain L’Art et La Matiere Neroli Plein Sud
Dla mnie to duże rozczarowanie, ponieważ w kategorii perfum poświęconych neroli to zapach średni. Natomiast jak na markę Guerlain – to duża wpadka. Trochę tak jakby kompozycja powstała bez pomysłu…
Recenzja odhaczona 🙂