A to ciekawa kompozycja. Nie „moja”, ale trzeba docenić ją na wielu płaszczyznach
Penhaligon’s Dandy to zapach whisky, choć kojarzyć może się też z rumem. Jest mocno drzewny, słodki (ale bez przesady) i przypomina zapach Kilian Straight to Heaven. Nie jest jednak jego kopią. Mówiąc szczerze – kilka punktów sprawia, że ręce składają się do oklasków. To przede wszystkim bardzo rozbudowany akord owocowy, który towarzyszy nam od pierwszej sekundy po aplikacji. Poświęcę mu cały oddzielny akapit, a może nawet dwa.
Owoce Dandy dokładają do skojarzeń alkoholowych trzeci punkt – koniak. Charakterystyczny owocowy niuans tego trunku jest w perfumach wyraźny, zwłaszcza zaraz po aplikacji. Wypada od razu napisać, że każda frakcja owocowa tej kompozycji charakteryzuje się niebywałą szlachetnością. To nie są absolutnie jakieś plastikowe owoce czy wyprawa pod palmy. W spisie nut oficjalnie mamy zadeklarowaną malinę, ale nie jest ona w typie fordowskim. Dandy idzie własną ścieżką. I w zasadzie tej maliny solowo w nim nie czuć.
Odrobinę później pojawia się jednak akord dorodnych, jesiennych owoców. To trochę tak jakbyśmy do wiklinowego kosza zebrali dojrzałe jabłka, figi, gruszki, śliwki, a później wszystko zasuszyli. Fabrice Pellegrin przemycił też akord ciepłej po lecie ziemi i ostatnich promyków słońca przed nastaniem jesieni. W tym obszarze perfumy również zachowują niesamowitą złożoność, ponieważ momentami na pierwszy plan wychodzi nuta figowa z dodatkiem kakao. To ciekawy, niszowy efekt. Mi się on nie podoba osobiście, ale doceniam fakt tak odważnej kreacji.
Całość tej scenerii prezentowana jest w ramach z whisky i paczuli. Pod tym kątem podobieństwo do wspomnianego Kiliana jest wciąż mocne, nawet w bazie.
Opinia końcowa o perfumach Penhaligon’s Dandy
Ciekawa interpretacja akordów alkoholowych i owocowych o wysokim poziomie oryginalności.