Czas na kolejną interpretację znanego klasyka. Myślę, że to był mój najbardziej wyczekiwany zapach lutego. A przynajmniej był w topie.
Lancome La Nuit Tresor Vanille Noire są mocno osadzone w klimacie rodziny. Przyznam, że może nawet trochę zbyt mocno, bo za mało tu wątków wzbudzających zainteresowanie. Ale w gruncie rzeczy nie to jest problemem.
Po pierwsze, nowa wersja ma podobne nuty jak klasyk, lecz prezentuje jest w rozcieńczonym wydaniu. W mojej ocenie ten zapach w dużej mierze można porównać do sytuacji wlania czystego alkoholu do zużytego w połowie flakonu La Nuit Tresor Eau de Parfum.
Po drugie, wanilia. Odczuwam tutaj taką samą ściemę, jak w przypadku YSL Black Opium Le Parfum. Wanilia jest w nazwie, a w perfumach mamy ilości marketingowe, może nawet mniejsze niż w klasyku. Co więcej, akcenty wanilii w La Nuit Tresor Vanille Noire pachną jakimiś substytutami zmieszanymi z zamiennikami piżma i drewna. Efekt jest tani i rozczarowujący.
Paradoksalnie, elementem, który wzbudził moje największe zainteresowanie jest baza. Formalnie zadeklarowano w niej oud. Jest delikatnie zwierzęcą, drzewna, a jednocześnie łączy te tony ze znanym fundamentem klasyka. I dopiero w tej bazie można poczuć piaskową wanilię położoną na wytrawnym, niesłodkim, lekko przybrudzonym oudzie. Moc tej bazy (w sensie projekcji) jest bardzo mała, ale to jest coś, czego nie wąchałem wcześniej. Niestety, ten puzzel pojawia się bardzo późno i trwa niezbyt długo. Mimo że pozytywnie oceniam ten element, to też nie mogę pozbyć się wrażenia, że jest rozcieńczony.
Generalnie pewien niedosyt zostawia fakt, że nowe perfumy Lancome uciekają ze skóry, z bawełny, z wełny i z papieru w tempie szybkim. Zbyt szybkim.
Opinia końcowa o perfumach Lancome La Nuit Tresor Vanille Noire
To mogła być przegenialna kompozycja, bo sam pomysł na nią uważam za świetny. Niestety, wykonanie oceniam poniżej średniej. Wydaje mi się, że w tym przypadku w pełni słuszne jest określenie: „przerost formy nad treścią”.
Czuję się zawiedziony, bo chciałem te perfumy kupować w ciemno i miałem jakieś kosmiczne wyobrażenia o ich jakości. Nie ma tutaj tragedii, ale na tle klasyka wypada ta wersja po prostu słabo.