Podstawą kreacji tej kompozycji są cztery naturalne absoluty waniliowe. To miało zapewnić jej niesamowitą głębię i moc
Dość powiedzieć, że producent anonsuje wprost, że YSL Black Opium Le Parfum to najbardziej intensywna z pozycji tej kolekcji. W praktyce jest jednak zupełnie inaczej i perfumy bardziej przypominają letnią wersję, która mogłaby być wodą odświeżającą. Samo w sobie nie jest to problemem, ale odnoszę wrażenie, że opis producenta jest tak zrobiony, aby zaprzeczyć realiom. A realia w przypadku tej kompozycji są smutne. Fani klasycznej wody perfumowanej YSL Black Opium Eau de Parfum mogą nie być zachwyceni…
Black Opium Le Parfum to woń przede wszystkim waniliowa z nutą słoneczno-olejkową. Bogactwa gry wanilii jednak nie doświadczyłem, bo całość pachnie niemrawo i podejrzewam, że większość wrażenia pochodzi od jakichś syntetyków, a tych czterech absolutów użyto w ilościach homeopatycznych.
Początek jest wakacyjno-kosmetyczny, trochę słony, bardziej olejkowy. Powiedziałbym nawet, że to takie „White Opium”. Z czasem na pierwszy plan wychodzi nuta wanilii, a’la proszek do pieczenia wzmocniony etylowaniliną. Jeśli ktoś się spodziewał bogactwa, z których słyną prawdziwe absoluty waniliowe, to tutaj poczuje rozczarowanie. Nie lepiej jest później, kiedy przechodzimy przez frakcję trochę cieplejszą i słodszą, a’la olejek do ciasta.
Natomiast w bazie jest po prostu tanio i chemicznie jak na niskiej półce. Znajdziemy tu syntetyki drzewne i piżmowe. Nic ciekawego.
Opinia końcowa o perfumach YSL Black Opium Le Parfum
Miałem wielkie nadzieję, co do tej premiery. Myślałem, że to będzie petarda, kiedy słyszałem o tej zabawie absolutami waniliowymi, a wyszło po prostu słabo.