
W moim notatniku znalazłem jedną pozycję, którą poznałem wiele miesięcy temu. Nie udało mi się jednak nigdy o niej napisać, ponieważ z każdym testem odbierałem ten zapach zupełnie inaczej. A takie sytuację to u mnie rzadkość
Kenzo Flower Ikebana Indigo za pierwszym razem pachniał ostro, nieco korzennie i ziołowo. Jak atrament z wetiwerem i kadzidłem w stylu Loewe 7. Był wyraźnie dymny, drzewny, wetiwerowy. Później zmienił się w coś wodno-kwiatowego, nawet z elementem pudru. Początek był metalicznie-drzewny. Druga część jawiła się jako pudrowa, delikatnie słodka czystość. Jeszcze dalej na wierzch wychodziła syntetyczna, subtelna jednak wanilia o przyjemnym wydźwięku.
Przy późniejszych testach etapy kadzidlane umknęły, a całość mocno zaczęła kojarzyć się z Ormonde Jayne Levant czy Ex Nihilo Fleur Narcotique. To jednak nie wszystko, ponieważ innym jeszcze razem baza zapachniała w klimacie bakaratowym.
Trudność w ocenie polega też na tym, że Kenzo Flower Ikebana Indigo to woń szalenie delikatna i zwiewna. Czasami nawet można mieć wrażenie, że nie mamy na skórze perfum, a po prostu to naturalny zapach ciała.
Nie powiedziałbym też, że to perfumy irysowe, jak życzyłby sobie producent. To raczej produkt, w którym nie znajdziemy żadnej z nut w formie czystej. Jest przy tym zmienny, ale to zmienność w obszarze molekułowym.
Opinia końcowa o perfumach Kenzo Flower Ikebana Indigo
Bezpieczny, choć ciekawy. Trudny do opisania. Z powody małej mocy może wydać się nudny i nijaki, ale kiedy poświęcimy mu uwagę, to powinien dostarczyć wielu ciekawych wrażeń. Na pewno jednak wersja męska (Kenzo Homme Indigo) prezentuje się o niebo lepiej.

Kampania perfum Flower Ikebana Indigo




