Sama marka jest do bólu przewidywalna i schematyczna. Brak w dorobku Creeda niebezpieczeństwa i szaleństwa. Zresztą czego oczekiwać po szlachetnym domu perfumeryjnym, który obracał się po dworach królewskich połowy Europy.
Niejako z obowiązku wziąłem się za testy Original Santal. Nazwa zobowiązuje.
I owszem, drzewo sandałowe jest wyraźne. Z tym tylko zastrzeżeniem, że jest to wielokrotnie rozcieńczone drewno. Erwin i Olivier boją się, żeby czasem nie wyszedł spod pazuchy jakiś pazur. W efekcie zapach silniej nawiązuje do starych klasycznych męskich kompozycji niż do niszowego sandałowca.
Nie wiem nawet w jaki sposób przybliżyć Original Santal. Zapach bije szyprem i klasyczną, wieczną wodą kolońską. Na pewno spodoba się starszym mężczyzną, którzy szukają ponadczasowej, ciut leśnej, drzewnej elegancji…
Oczywiście na plus zaliczam to, że w ogóle jakiś sandałowiec się tu pałęta. I uważam, że sztuką jest zrobienie z tak interesujących składników czegoś tak płaskiego. Ani na początku, ani w środku, ani nigdy Original Santal nie zyskuje czegoś co się wybije z kompozycji. Wszystko jest bardzo nudne, klasyczne i wieje konserwatyzmem wyższych sfer… I zaznaczę jeszcze, że zapach powstał już w XXI wieku (2005 rok). Aż strach myśleć jak pachną zapachy z XVIII wieku…
Nuty: drzewo sandałowe, imbir, drzewo pomarańczy, lawenda, mięta, rozmaryn, jałowiec, ambra, wanilia, piżmo, styraks, drzewo cedrowe
Rok powstania: 2005
Twórca: Olivier Creed